Wierni, szafarzem Boga

       W Liście do Hebrajczyków czytamy: Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu (Hbr 2,17) w znaczeniu godności, a nie funkcji. Kapłani byli odpowiedzialni za składanie Bogu ofiar. Jezus złożył ofiarę z samego siebie. Kapłani Lewici, musieli wciąż składać ofiary, Jezus jedynie raz musiał złożyć ofiarę, osiągając wieczne odkupienie.

          Kapłan to człowiek wybrany i namaszczony przez osobę do tego upoważnioną (z rodu kapłańskiego i Lewitów). Tym samym Kapłan zostaje namaszczony niejako przez samego Boga. Jezusa nikt nie namaścił. Wobec kapłanów żydowskiej synagogi był uzurbatorem. Godność kapłańską zdobył swoim życiem i Ofiarą. On sam stał się paradygmatem  nowego Kościoła. Jego kontakt z Bogiem pochodzi od Jego własnych słów.

         Uczniowie usilnie starali się o godność kapłańską Jezusa nazywając Go Mesjaszem czyli Pomazańcem: Szymon Piotr odpowiedział: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16), czyli powołanym przez Boga. Jak pisałem, Jezus początkowo odżegnywał się od tego tytułu. Za namową uczniów, głównie Piotra zgodził się na to wyróżnienie. Szafarzem[1] Boga stał się lud wierzący. Oni swoją wiarą i przynależnością do Boga zdobyli uprawnienia do namaszczenia Jezusa i nazwanie Go kapłanem.  Można powiedzieć, że się ujawnił demokratyczny system wyboru. Najwyższą władzą stał się lud wierzących. On powołał na swojego reprezentanta Jezusa, a Bóg ten wybór zaakceptował. W historii nie jest to jedyny przypadek. W podobny sposób rangę kapłańską otrzymał Melchizedek oraz wszyscy kapłani plemienni.

          Potem Jezus posiadający uprawnienia przez lud i zaakceptowane przez Boga  udziela namaszczenia Piotrowi: A ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go (Mt 16,18).

          W systemie demokratycznym najważniejszą władzą jest wspólnota, która określa swoje uprawnienia oparte na dialogu społecznym. Nowy Kościół zbudowany został wg tych samym reguł. Dopiero później nastąpiło zawłaszczenie Kościoła przez system hierarchiczny. Władza kościelna zdobyła dla siebie uprawnienia nadzwyczajne i kontynuuje tę politykę do dnia dzisiejszego. System ten był wielokrotnie krytykowany i czyniono próby  jego demokratyzacji  Kościoła (koncyliaryzm[2]). Na próżno.


[1] Szafarz to osoba reprezentująca Boga, urzędnik, zarządca dóbr gospodarstwa bożego. Szafarz udziela sakramenty. Szafarz to osoba upoważniona przez Boga.

[2] Koncyliaryzm (z łac. consilium „rada, narada, sobór”) – w XIV i XV wieku doktryna w katolicyzmie, twierdząca, że sobory powszechne są najwyższą władzą Kościoła, mającą nawet władzę sędziowską nad papieżem..

Narzędzia matematyczne

        W układzie kartezjańskim, w fizyce klasycznej ruch opisywany jest matematycznymi równaniami. Fale elektromagnetyczne opisują równania Maxwella.  Równanie Heisenberga jest równaniem ruchu mechaniki kwantowej będące odpowiednikiem równania Schrödingera w obrazie Heisenberga. Równanie Schrödingera opisują falę prawdopodobieństwa np. miejsca elektronu. Jak to zrozumieć?

         Mechanika kwantowa może być definiowana w równoważny sposób w różnych obrazach. Takimi obrazami może być obraz Schrödingera (prawdopodobieństwa miejsca) lub obraz oddziaływania. W obrazie  Schrödingera ewolucji czasowej podlegają stany kwantowe (zgodnie z równaniem). W obrazie Heisenberga stany stałe w czasie. Natomiast ewolucji podlegają obserwable[1].

Jeżeli hamiltonian[2] przyjmuje postać zwykły (klasyczny) wówczas równania ruchu mechaniki kwantowej przyjmują postać zbliżoną do równań mechaniki klasycznej.  

      Powyższe narzędzia matematyczne oprócz praktycznych zastosowań pokazują złożoność zjawisk, ale też i finezję, której Bogu nie brakuje.

      Ludzki umysł podążył myślami Boga i radzi sobie jak umie. Matematyzacja świata pokazuje Boga jako genialnego i inteligentnego Bytu, przemawia też za Jego istnieniem. Sama przyroda, która tak dobrze ma się w chaosie, została zdeterminowana zasadami. Szkoda, że zawiłości matematyczne dostępne są rozumowo tylko nielicznym[3].  Konieczność przechodzenia z oglądu klasycznego do kwantowego pokazuje granicę między światem makroskopowym, a mikroświatem. Mikroświatem rządzi dynamizm Boga w czystej postaci. Energia tam ma charakter skokowy (kwantowy). Pojęcie materii znika. Tu rządzi duch, czyli moc Boża. Ważny jest stan układu. Przez analogię można zbliżyć się do zrozumienia stanu Prawdy, czy stanu Dobra. W tym

stanach Bóg zapisuje wszystko co związane jest z ziemią i niebem. Probabilistyczna natura świata tłumaczy różnorodność i piękno świata.

 


18 Obserwabla – w mechanice kwantowej wielkości fizyczne są reprezentowane przez operatory hermitowskie zwane obserwablami. Aby dany operator był obserwablą, jego wektory własne muszą tworzyć bazę przestrzeni Hilberta. Wartości własne operatora hermitowskiego są rzeczywiste.

[2] Hamiltonian (funkcja Hamiltona) – funkcja współrzędnych i pędów uogólnionych, opisująca układ fizyczny, przy określonej liczbie swobody. Postać operatora Hamiltona zależy od rodzaju układu, dla którego operator ten jest określany. Operator Hamiltona działa na wektory stanu układu kwantowego, tworzące przestrzeń Hilberta i reprezentującewszystkie możliwe stany układu fizycznego.H = H ( q 1 , … , q N , p 1 , … , p N , t ) {\displaystyle H=H\left(q_{1},\dots ,q_{N},p_{1},\dots ,p_{N},t\right)}

 

[3] Sam Albert Einstein nie rozumiejąc istoty rzeczy mawiałzdziwiony: Bóg nie gra w kości!.

Senne konkluzje

          Parę dni temu w czasie snu pojawiła się konkluzja: Gdybyśmy  przybliżyli się do siebie, moglibyśmy uniknąć konfliktów. Większość zgodzi się ze mną, że  ta konkluzja niesie ze sobą jaką myśl. Bliskość i szczerość stwarza atmosferę pojednania. Myśl ta zrodziła się w czasie, gdy mózg jest w stanie bezczynności. Mózg nie pracuje jak na jawie. Własny przykład temu przeczy. Przypominam sobie, że wielokrotnie kładąc się spać budziłem się z gotowym rozwiązaniem. Dla mnie to jest odkrywcze. Sięgnąłem do źródeł. Przeczytałem:

To nieprawda, że podczas snu mózg nie pracuje. Przeciwnie – nie tylko konsoliduje nasze wspomnienia, ale reorganizuje je i wybiera najbardziej przydatne informacje, co poprawia twórcze myślenie.

Śpij dobrze – pomysły same przyjdą.  Do tej pory sądzono, że sen pomaga jedynie w ugruntowaniu wspomnień, zatrzymując je w naszym mózgu, tak byśmy mogli je sobie później przywoływać. Naukowcy amerykańscy, którzy badali, co się dzieje z mózgiem podczas snu, odkryli, że osoba śpiąca skupia się na najbardziej emocjonalnych częściach swoich wspomnień. Jeżeli ktoś we śnie widzi na dalekim planie scenę z obiektem nacechowanym emocjami, to najpewniej zapamięta właśnie ten obiekt, a nie obraz na pierwszym planie. Dokonany w fazie snu pomiar aktywności mózgu potwierdził, że aktywne są jego regiony związane z emocjami i konsolidacją wspomnień, co ma ogromne znaczenie dla naszej kreatywności. Nie warto więc zarywać nocy.(http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/zrelaksuj-sie/spanie-podczas-snu-mozg-tez-pracuje_38947.html).

          Podobnie w czasie snu skomponowałem kilka melodii. Dlatego muzykę mam w sobie. Ona towarzyszy mi w czasie kompletnej ciszy. Jak to mówią: dusza mi gra.

            Daleki jestem od szukania źródeł  iluminacji w boskiej ingerencji. To wynik narzędzi i darów otrzymanych Od Stwórcy. Wierzę jednak, że to co dobre od samego Boga pochodzi.

Idee żyjące własnym życiem

          Idea powtarzana stale w Kościołach, na kazaniach, w homiliach, w literaturze i w ośrodkach masowego przekazu, zaczyna żyć własnym życiem w ludzkich umysłach i to niezależnie od wszystkich faktów sprzeciwiających się jej.

         Wizja szatana i piekła, nakreślona w Boskiej Komedii, żyje w umysłach ludzi do dnia dzisiejszego. Wykreowane figury, np. anioły nabrały cech realnego istnienia.  Przeświadczenie o ich realnym istnieniu jest bardzo mocno osadzone w umyśle człowieka. Podobnie idea Trójcy Świętej jest wytworem intelektualnie przerysowanym.

          Katolicki profesor teologii Herbert Haag nie uznaje osobowego szatana. Kardynał Joseph Ratzinger pisze: Profesor Haag żegna się z diabłem nie jako egzegeta, nie jako wykładowca Pisma Świętego, lecz jako człowiek „dzisiejszych czasów”, który istnienie szatana uważa za niemożliwe do podtrzymania.

         Ideą która zawładnęła światem była idea systemu Ptolomeusza, aż do dnia, w którym została obalona przez Kopernika.

         Idea kreacjonizmu człowieka lansowana w Biblii została częściowo uratowana sugestią, że po ewolucji fizycznego rozwoju człowieka nastąpił kreacjonizm duchowy.

         Idee starotestamentowe mają charakter obrazowy. Opisują to, co ciężko jest przekazać językiem sprawozdawczym.

         Poza ideami fałszywymi mamy idee, które niosą Prawdę. Taką ideą jest idea o Bogu Stworzycielu i o Jego dziele stwórczym. Idea ta odpowiada na pytania pochodzenia wszystkiego. Wszystko bowiem zostało stworzone przez Boga z niczego, a zatem poza Bogiem nie ma niczego, Bóg jest więc jedyny. Prawda ta, jak wszystkie prawdy zawarte w Biblii rozwijała się zanim zajaśniała w całym swym blasku, kiedy natomiast została już ostatecznie sformułowana stała się jedną z najbardziej oryginalnych myśli biblijnych.

           Idea Trójcy Świętej nabrała jasności w tłumaczeniu Aktu działającego.

           Idea Zmartwychstania Jezusa przekazywana umiejętnie, jest ideą podstawową w wierze chrześcijańskiej. Nie można mylić w niej pojęć powstania z gropu (Łazarz) ze Zmatwychwstaniem.  Zmartwychwstanie jest zjawiskiem neurotycznym, widziane oczami duszy. Jest przedmiotem wiary.

             Idea preegzystencji Jezusa pozostała niejasna. Można ją utrzymać posługując się pojęciem Aktu działającego, który funkcjonuje od zarania Świata.

Jezus Chrystus wpisuję się w tą idee.  

              Ideą Ducha Świętego  jest obrazem Boga działającego, czyli Aktu działającego.    

DNA

          W latach czterdziestych przeważała opinia, że materiałem genetycznym jest białko. Zwrócono uwagę na kwas dezoksyrybonukleinowy (DNA), który powszechnie występuje w komórkach wszystkich organizmów. Ważnym odkryciem Linusa Paulinga było, że łańcuchy polipetydowe[1] tworzące białko mają kształt spiralny.

          Francis Harry Compton Crick (1916) angielski biochemik pomimo swoich ateistycznych przekonań, był jednym z uczonych negujących możliwość samoistnego powstania życia z materii nieożywionej. Odrzucając możliwość ewolucji chemicznej w warunkach ziemskich, Crick starał się wytłumaczyć pochodzenie życia na Ziemi za pomocą teorii panspermii[2].

          Uczony uważał, że Biblia jest błędna bo podaje nieprawdę o prawdziwości wieku Ziemi , a skamieniałości przeczą teorii kreacjonizmu.

         Od czasów starożytności do XIX wieku powszechnie wierzono w możliwość samorodnego powstawania pewnych organizmów (np. robaków z zepsutego mięsa). W latach 70. XIX wieku doświadczenia Ludwika Pasteura  wykazały, że samorództwo nie istnieje nawet w przypadku bakterii. Otworzyło to drogę dla badań nad zagadnieniem pochodzenia życia, które do dzisiaj stanowią „jedno z najtrudniejszych i nie w pełni rozwikłanych zagadnień biologii”. Carles Darwin w dziele O powstawaniu gatunków unikał dyskusji na temat pochodzenia życia, jednak w korespondencji z przyjaciółmi wyraził przekonanie, że życie mogło powstać w efekcie zachodzenia naturalnych reakcji chemicznych. W liście do Josepha Daltona Hookera z 1 lutego 1871 roku napisał o możliwości powstania życia w ciepłej małej sadzawce, w warunkach obecnie nie występujących. Sformułowanie z listu stało się słynne i dało początek współczesnym hipotezom dotyczącym powstania życia.

          Do lat 60. XIX wieku rozważania nad powstaniem życia na Ziemi były głównie przedmiotem dociekań filozoficznych i religijnych. Teoria opublikowana przez Darwina oraz prace Pasteura wykluczające powstawanie organizmów we współcześnie panujących warunkach doprowadziły do powstania kontrowersji oraz ożywionego zainteresowania ludzi nauki problemem powstania życia. Zaczęła rozwijać się koncepcja ewolucji chemicznej. Na początku XX wieku wykształciły się dwa nurty rozważań nad powstaniem życia. Pierwszy z nich koncentrował się na metabolizmie jako kryterium życia, a drugi na zdolności do replikacji. Teorie biochemiczne (metaboliczne) oraz genetyczne (molekularne) były rozwijane przez naukowców przez pierwszą połowę XX wieku. Oparin i Haldane rozwijając nurt metaboliczny koncentrowali się na możliwości samoistnego powstania minimalnej komórki, w której mogłyby zachodzić procesy warunkujące życie. Troland oraz Muller koncentrowali się na wyjaśnieniu funkcji enzymów oraz genów, jako cząstek decydujących o istnieniu życia. W kolejnych latach stało się możliwe przeprowadzanie doświadczeń weryfikujących przedstawione teorie.

          Prace Thomasa Hunta Morgana (1866–1945) wskazywały, że chromosomy są nosicielami genów.

          Frederick Sanger (1918) pierwszy ustalił sekwencję aminokwasów w insulinie i opracował metody odszyfrowania długich sekwencji nukleotydów[3] w DNA. Enzymy są białkami zbudowanymi z aminokwasów i mają ściśle określone zadania w organizmie.  Insulina jest hormonem wytwarzanym w komórkach trzustki.  Przekształca węglowodany w cukier prosty i reguluje stężenie cukru we krwi. Uczony wysunął hipotezę, że głównym zadaniem genetycznynego materiału czyli DNA jest wytwarzanie wszystkich, tak bardzo różnorodnych białek, z których każde działa w specyficzny sposób. DNA ma w sobie zakodowane instrukcje budowy białek. DNA wytwarza m-RNA, a informacyjny RNA wytwarza białko. Sungerowi udało się opracować metodę ustalania sekwencji w kodzie DNA, czyli ustalania w niej kolejności par nukleotydowych. W 1978 r. podał kolejność wszystkich 5386 zasad. Znajomość metod rozszyfrowywania DNA pozwoliła wprowadzać najrozmaitsze zmiany w materiale genetycznym, na przykład tworzyć geny powodujące syntezę konkretnych białek. Sekwencjonowanie dokonuje się obecnie głównie za pomocą zautomatyzowanych sekwencjonatorów.

       W latach osiemdziesiątych przystąpiono do ustalenia sekwencji całego genonu ludzkiego – łańcucha o długości 1,5 m i szerokości 25 milardowych części centymetra, zawierającego 100 000 genów i 3 miliarda par zasad.

         Na temat powstania życia nauka milczy albo podaje najrozmaitsze hipotezy samoistnego powstania minimalnej komórki.


[1]  Peptydy  –  organiczne związki chemiczne amidy powstające przez połączenie dwóch lub więcej cząsteczek aminokwasów.

[2] Panspermia – hipoteza postawiona przez  Svante Arrheniusa mówiąca o tym, że zycie na Ziemi jest pochodzenia kosmicznego i dostało się tu przez znajdujące się w kosmosie przetrwalniki bakterii, np. za pośrednictwem meteoroidu, planetoidu lub komety. Koncepcja panspermii nie wyjaśnia powstania życia, a przenosi jedynie problem na inną planetę czy też inny obiekt kosmiczny.

[3] Nukleotydy – organiczne związki chemiczne z grupy estrów fosforanowych, podstawowe składniki strukturalne kwasów nukleinowych DNA i RNA.

.

Cuda i znaki

          Cuda i znaki to zdarzenia nadzwyczajne, w tym znaki to cuda, które mają w sobie jakąś treść religijną. Niekiedy cuda i znaki są nadzwyczajne, tylko dlatego że w ogóle się zdarzyły. Materia ich jest zazwyczaj łatwo wytłumaczalna. Np. Nie masz grosza przy duszy. Po wniesieniu prośby do nieba, po chwili, zjawia się listonosz i dostarcza zwrot nadpłaconego podatku.  Materia wydarzenia jest prosta, ale zbieżność zdarzeń jest niezwykła.  

          Cud jest «znakiem» zbawczej mocy i zbawiającej miłości Boga w Chrystusie. I właśnie dlatego jest równocześnie wezwaniem do wiary. Ma doprowadzić do uwierzenia zarówno  ze strony tego, który doznaje cudu, jak też tych, którzy są świadkami cudu. (Jan Paweł II, audiencja generalna 16 grudnia 1987 r.)

          Nie można jednoznacznie powiedzieć, że cuda to zdarzenia mało prawdopodobne, ale wytłumaczalne na bazie praw naturalnych. Najczęściej cud nie sprzeciwia się siłom natury, lecz w nadzwyczajny sposób ułatwia ich pełną realizację. Bóg nie lubi naruszać naturalnego biegu rzeczy – ani praw fizyki i biologii, ani praw rządzących dobrem i złem. Stąd moja nieufność do cudów o materii wątpliwej.  Majmonides mówił:  Bóg nigdy nie narusza praw natury […]; jeśli następuje jakieś wydarzenie, które może być odbierane jako cud, to nie jest to naruszenie porządku świata (komentarz do Miszny, Abot 5,6).

          Zjawiska nadprzyrodzone (cuda, znaki) nie są przez ze mnie odrzucane, ale przyjmowane są z dużą ostrożnością i sceptycyzmem.

          W historii znane są jednak przypadki cudów zupełnie niewytłumaczalnych, jak np. odrastanie odciętej nogi[1]. Między innymi o cudach można przeczytać w Drugiej Księdze Królewskiej – Cuda Eliasza, czy Elizeusza (2 Krl 4–6). Istnieje ogromna masa publikacji, w których opisywanych jest tysiące cudów czy nieprawdopodobnych zdarzeń. Nie znam przypadków wyjaśnienia ich przez naukę, ale wiem, że zjawisko dokonane w kontekście religijnym jest znakiem Bożego działania. Cuda opisywane w dalekiej historii też są wątpliwe przez upływ czasu.

Bezsporne jest, że Bóg dokonał cztery najistotniejsze z punktu widzenia człowieka cudów, w tym:

stworzenie świata,

ożywienie materii,

powołanie człowieka jako hipostazy dwóch natur,

wcielenie Boga w postać ludzką, jaką był Jezus.

Inne cuda są nadzwyczajne dlatego, że się w ogóle się zdarzyły (np. cudowne wyzwolenie z Egiptu, cudowny charakter narodzin Jezusa, cudowna epifania w czasie chrztu Janowego, cud słońca w Fatimie  w 1917 roku itd.). Materię cudu w jakiś sposób można tłumaczyć. Orygenes i św. Augustyn mówili, że największym cudem jest podtrzymywanie przez Boga świata w jego istnieniu. Cuda można zobaczyć, a jednak można w nie, nie uwierzyć: Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego (J 12,37). Cuda Jezusa nie są magicznymi sztuczkami, ale darmowym darem. 

Niekiedy, aby zaistniał cud, Jezus musiał pokonać bariery praw przyrody: Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). Tylko magicy czynią „cuda” jednym gestem pałeczki czarodziejskiej. Moc cudu zależy od wiary (Dz 14,9). Cuda niekoniecznie wzbudzają wiarę. Saul nie nawrócił się, chociaż widział ducha Samuela w Endor (1 Sm  28,14). Podobnie faryzeusze widzieli Łazarza, gdy wychodził z grobu i nie uwierzyli, lecz podejrzewali hochsztaplerstwo (oszustwo). Także Zmartwychwstanie Jezusa usiłowano tłumaczyć oszustwem (Mt 28,12–15). Apostołowie będą sami czynić cuda w imię Jezusa i w imię Boga: Apostołowie czynili wiele znaków i cudów (Dz 2,43). Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu (Dz 6,8). Od XIII wieku św. Antoni z Padwy (1195–1231) był uważany za cudotwórcę. Św. Antoni Pustelnik (ok. 251–356), według tradycji, dokonywał cudownych uzdrowień, miał dar przepowiadania przyszłości i widzenia rzeczy odległych. Cuda nie stanowią jednak żadnego dowodu. Zawsze będą podejmowane próby szukania racjonalnego ich wytłumaczenia. Wiara, która szuka poręki cudu, nie jest czystą wiarą. Dla osób wierzących liczy się treść cudu. Nawet zdarzenia racjonalne są dla wielu osób zdarzeniami cudownymi. Opowiadania o cudownych zdarzeniach, jakie się przytrafiły ludziom, które niekiedy są przedmiotem ukrytych żartów słuchaczy, zawsze wysłuchuję z wiarą i przeświadczeniem, że były one dla opowiadających najprawdziwsze. Nieważne, jakie jest podłoże i substancja cudu. Ważne jest wyjaśnienie i sens cudownego zdarzenia (nawet nieprawdziwego). Cudzych poglądów i wierzeń starajmy się nie atakować, zwłaszcza kiedy widzimy, że są one komuś bardzo drogie (Jacek Salij). Jezus uciszył burzę. Nie jest ważne, czy to było zdarzenie cudowne czy zwykłe zdarzenie przyrodnicze. Opowiadający chciał pokazać burzę i morską głębinę jako zagrożenie wiary. Chrystus przywrócił łagodny wietrzyk (spokój duszy).

        Jezus dlatego posługiwał się znakami, bo dla ówczesnych było to narzędzie skuteczne prowadzące do wiary. Przede wszystkim były znakami królestwa Bożego. Świadczyły o mesjańskiej godności Jezusa i o Jego boskiej mocy. A oto znaki, które będą towarzyszyć tym, co uwierzą: W imię moje będą wyrzucać złe duchy; będą mówić nowymi językami (Mk 16,17).

       Znaki spełniały ważną rolę w pracy misyjnej. Wiara – rozpoznaje znak. Bardzo ważną rzeczą jest treść moralna znaków. Są one darem ze względu na wiarę. Cuda należy rozumieć jako znaki głębszej prawdy i rzeczywistości. Znaki są równocześnie wezwaniem do wiary. Niektórzy prowokacyjnie żądali znaków i cudów, jedynie po to, aby szydzić z Jezusa i wystawiać Go na próbę. Tych cudów Jezus wtedy nie spełniał. Cud nie miał zresztą sensu u tych, którzy nie wierzyli i nie potrafili odczytać w nim przesłania czy moralnej treści. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił (J 2,23).

        Apostołowie mieli problem. Jak przekazać Dobrą Nowinę ludziom, których umysł był na uwięzi ślepej wiary judaistycznej lub skażony pogańskimi bożkami. Jak otworzyć serca na nowy ogląd świata przyrodzonego i nadprzyrodzonego? Gdyby pozostawić faktografię nietkniętą to, być może, inna byłaby historia Kościoła.

         Wydaje się, że zadanie ich przerosło. Zamiast zerwać z judaizmem i podejść fenomenologicznie (bez uprzedzeń) do nowej wiary, woleli trzymać się utartych dróg i ścieżek. Może faktycznie nie można było inaczej?

         Ponieważ to człowiek tworzy religię, uczynił to po swojemu – po ludzku, z całym bagażem ludzkiej niedoskonałości.

         Uważano, że wiara musi mieć swoje korzenie, bazę i historię. Musi być tajemnicza i ezoteryczna. Z drugiej strony winna dawać nadzieje, musi poruszać serca, intrygować i pobudzać do działania. Winna mieć w sobie nastrój bojaźni i niebiańskiego szczęścia. To wszystko wymagało oprawy.

          Trudnego zadania cementacji danych faktograficznych i stworzenia ram teologicznych podjęło się kilku autorów. Jednym z nich był apostoł Mateusz. Pragnął on ogarnąć przesłanie Jezusa w jedną historię ewangeliczną. Znał Jezusa osobiście, ale brakowało mu wiele szczegółów z Jego życiorysu, aby opisać rzeczywisty obraz wydarzeń. Przy tym, chciał być rzetelny i wiarygodny. Cementacja wiedzy wymagała spoiwa. Siłą rzeczy musiał wprowadzić własne koncepcje spinające.  Swoją Ewangelię oparł na koncepcji ciągłości Objawienia Bożego jaka była odczytywana w Starym Testamencie. Forsował tezę, że Stary Testament w wielu miejscach zwiastuje przyjście Syna Bożego. Pisząc swoją Ewangelię, gdzie mógł, powoływał się na wersety Starego Testamentu. Mateusz uprawiał teologię. Uznał, że trzeba uświęcić faktografię wydarzeń. Prorocze słowa Izajasza wypowiedziane do króla Achaza w 734 r. przed Chr., w tłumaczeniu na język grecki, przez pomyłkę tłumacza, zapowiadały dziewicze poczęcie syna: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel (Iz 7,14) bardzo pasowały do uświęcenia matki Jezusa Maryi. Ponieważ wierzono, że Jezus jest synem Boga, Matka Jego powinna być osobą niezwykłą. Koncepcja dziewiczego poczęcia bardzo pasowała, z drugiej strony, była nie do podważenia faktograficznego. Mateusz więc napisał: A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica (już nie panna!) pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: “Bóg z nami” (Mt 1,22–23). Jedno z głównych proroctw mesjańskich oparte zostało na błędzie tłumacza. Proroctwo Izajasza wkomponowane zostało w scenę snu Józefa. Można zadać pytanie, czy Józef opowiedział swój sen komukolwiek, czy była to narracja zmyślona przez autora? Mateusz korzysta również z Ducha świętego, jakoby sprawcę zapłodnienia Maryi: znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego (Mt 1,20). Pod koniec omawianej perykopy Mateusz pisze: lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna (Mt 1,25). Tekst można różnie tłumaczyć. Kościół przyjął wykładnie wieczystej czystości seksualnej Maryi. Koncepcja Mateusza oraz dogmatyczna tradycja Kościoła stały się podstawą oficjalnej katechezy. Do swojego opowiadania Mateusz włączył anioła, pośrednika zwiastującego narodzenie Jezusa (Mt 1,20). Reasumując, cała perykopa jest faktograficznie wątpliwa wobec faktu zwyczajnego narodzenia się Człowieka, któremu nadano imię Jezus. Być może stało się to za sprawą koncepcji Boga, ale to jest już przedmiotem czystej wiary. Ma ona tę zaletę, że nie jest ubarwiona oprawą mityczną, cudami.

          Jak mówią współczesne badania ani czas, ani  miejsce narodzin Jezusa nie są do końca pewne. Miejscowości Betlejem było kilka –  judzkie, galilejskie. Mateusz powołał się na słowach proroka Micheasza: A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności (Mi 5,1). Jezus, który miał być żydowskim mesjaszem, zgodnie ze starotestamentowymi proroctwami musiał wywodzić się z rodu króla Dawida i pochodzić z judzkiego Betlejem, w którym narodził się Dawid. Ewangeliści natomiast  piszą o Jezusie z Nazaretu, sugerując, że urodził się w Betlejem galilejskim (na obrzeżu miasta Nazaretu) i gdzie spędził swoje dzieciństwo. Przekaz Mateusza jest więc nieprecyzyjny, a wręcz mylący. Debata o tym, które z dwóch Betlejem jest miejscem urodzenia Jezusa trwa od wielu lat i wciąż wywołuje kontrowersje. Część historyków uważa, że żadna z dwóch miejscowości nie może pretendować do tego tytułu, bo według nich krytyczne wczytanie się w Nowy Testament prowadzi do wniosku, że Jezus urodził się w Nazarecie.

             Mateuszowi zależało, aby przedstawić Jezusa jako urzeczywistnienie się wszystkich proroctw mesjańskich Starego Testamentu. Z konsekwencją dowodził, że Jezus jest potomkiem Abrahama i spadkobiercą Dawida. Dla niego Jezus urodził się już jako przepowiadany król żydowski. Opowiadanie o przybyłych Mędrcach miało udowodnić, poprzez opowiadanie świadków, że już od samego początku oddawano Jezusowi hołd i to przez wielkich ludzi ówczesnego świata.  Opowiadanie jest literacką formą katechezy. Bibliści skłaniają się do tezy, że magowie nie byli postaciami historycznymi. Mateusz nie podaje ich liczby magów. Trzech mędrców pojawiło się dopiero w tradycji chrześcijańskiej. Opis wędrującej gwiazdy dowodzi charakteru opowiadania. Raymond E. Brown uważa, że opowiadanie o Trzech Królach to chrześcijański midrasz. Według badań historyczno-krytycznych opowiadanie Mateusza o magach było najprawdopodobniej wzorowane na midraszu o Mojżeszu w Egipcie, dobrze znanym w czasach, gdy powstawała Ewangelia Mateusza. Porównanie opowiadania o pokłonie króli (magów) i ich wizycie u króla Heroda pokazuje paralele między Jezusem i Mojżeszem oraz między Herodem i faraonem – obaj władcy np. decydują się zabić niewinne dzieci. Mateusz wzoruje się na księdze Wyjścia: Pan powiedział do Mojżesza w Madian: Wracajże do Egiptu, gdyż umarli wszyscy ci, którzy czyhali na twe życie. Wziął Mojżesz swą żonę i synów, wsadził ich na osła i powracał do ziemi egipskiej (Wj 4,19–20). Stosuje podobną narrację: anioł Pański we śnie rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia» (Mt 2,20). Mateusz wykorzystał Heroda do swoich koncepcyjnych celów ukazując go w niezbyt dobrym świetle. Faktycznie Herod  był okrutny, mordercą własnej żony i syna. Mateusz wzmacnia wypowiedź powołując się na księgę Jeremiasza: W Rama daje się słyszeć lament i gorzki płacz. Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo już ich nie ma» (Jr 31,15) oraz księgę Ozeasza: syna swego wezwałem z Egiptu (Oz 11,1). To przypasowywanie starych tekstów na udowodnienie późniejszych wydarzeń nie jest aż tak trudne. Na wielu robiło i robi jednak wrażenie. 

          Mateusz na początku swojej Ewangelii nie dostrzega uniwersalności działań Jezusa. Pisze: On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów  (Mt 1,21). Jezusa przedstawia jako króla jednego narodu: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? (Mt 2,2).

          Sposób uprawiania teologii przez Mateusza jest wymowny. W czasach Jezusa nie budził takich wątpliwości, co obecnie. Ewangelia Mateusza stała się fundamentem doktryny chrześcijańskiej. Większość chrześcijan nie dostrzega samowoli twórczej autora i święcie wierzy w prawdziwość historyczną opowiadania.

          Ewangelista Marek w ogóle nie podejmuje tematu narodzin Jezusa. Wydaje się, że  jego ewangelia  jest rzetelniejsza, bo pozbawiona jest własnych koncepcji teologicznych. Ewangelia św. Marka zawiera bardzo mało mów Jezusa, natomiast szczegółowo i zwięźle relacjonuje Jego czyny i z niezwykłą troską opisuje Jego cuda.

          Ewangelista Łukasz, jak już wielokrotnie pisałem miał niezłą fantazję. Jego wstawki teologiczne są, najdelikatniej mówiąc najbardziej dobrowolne i samowolne. Żeruje on na ówczesnej silnej wierze w anioły (anioł Gabriel), cuda, bojaźń przed Bogiem. Swoją Ewangelię autoryzuje własną osobą. Jego Ewangelia przemyca jednak wiele prawd, które można odczytać z treści. W pierwszym zdaniu pisze: wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas (Łk 1,1). No właśnie, opowiadanie to dzieło literackie, niekoniecznie trzymające się faktów historiograficznych.  Tak więc Łukasz od początku ukazuje szczerość intencji. Opowiada on historię Jezusa wg własnej koncepcji narracyjnej.

          Ewangelie Mateusza, Marka i Łukasza (synoptyczne) wskazują, że ewangeliści wzajemnie znali swoje opracowania, lub korzystali z tych samych źródeł pisanych. Ewangelia Jana jest zupełnie inna. Napisana była o wiele lat później niż synoptyczne. Wyraźnie można z niej odczytać, że jest opracowaniem uporządkowanym, niosącym wypracowaną koncepcję teologiczną. Z braku znajomości faktów jest przepełniona obrazami alegorii, ezoteryki, symboliką. To apologia Jezusa Chrystusa. Oparta została na wzorach literatury greckiej, filozofii pogańskiej i literaturze mądrościowej. Wykorzystuje naukę o Logosie zarysowanej w Starym Testamencie (por. Prz. 8,22; Mdr 7) .

         Ewangelia Jana wymusza refleksje wyższego rzędu, stąd nazwana jest Ewangelią duchową. Próbuje tłumaczyć ludzkim językiem nadprzyrodzoną rzeczywistość. Inni nazywają ją ewangelią arcykapłańską. Czy wartość jej nie jest przesadzana?  Zależy jakie są oczekiwania. Niektórzy lubią byc unoszeni słowem, inni na bazie prawdy sami dochodzą do zachwytów duchowych. Ja należę do tych drugich. Wolę prozę niż poezję, prawdę od symboliki i metafory. Pierwsze wersety Ewangelii niosą niezwykły przekaz. Na  początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.  Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.  W Nim było życie, a życie było światłością ludzi,  a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła
(J 1,1–5). Gdyby 6 werset nie dotyczył Jana, który sprowadza czytelnika na ziemię można by odnieść wrażenie, że początek ewangelii jest liturgią opisującą najgłębszą Prawdę. To modlitwa równa rangą modlitwy podanej przez Jezusa. Prolog Ewangelii jest różnie interpretowany i różnie odczytywany. Kościół chrześcijański odczytuje tu preegzystencję Jezusa. Pod słowem Logosu kryje się Syn Boży: A Słowo stało się ciałem (J 1,14).

          Osobiście odczytuję słowa prologu nieco szerzej niż podaje to katecheza. Na początku był Bóg (Akt działający), który swoją wolą stworzył świat. Tu logos (słowo) spełnia rolę działającą: Wszystko przez Nie się stało (J 1,3). Bóg powołał istoty żyjące. Samo życie ludzkie jest obdarzone światłością, która jest mądrością i wiedzą nadprzyrodzoną. Ciemność nie jest w stanie przyćmić Prawdy. Światłość przenika ciemność. Jest znakiem Bożej potęgi.

          Nie tylko Jezus jest Synem Bożym: Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi (J 1,12), ale wszyscy ludzie. Ci, którzy przyznają się do Stwórcy radują się tym faktem, pozostali jeszcze o tym nie wiedzą. Werset  A Słowo stało się ciałem (J 1,14) dotyczy nas wszystkich. Każde nowonarodzone dziecię, przez „słowo”, a więc wolę działającą Stwórcy staje się bytem w przestrzeni realnej. Czym więc różni się od nas Jezus?  Jedynie pozyskaniem wypracowanych i niezwykłych darów otrzymanych od Ojca. Jeżeli Bóg-Ojciec posłał swego Syna, to wiedział, że będzie On niezwykły i Bogu przychylny. Jednak bez woli samego Jezusa inaczej potoczyłaby się historia.

          Ewangelia Jana, mimo, że jest opracowaniem ludzkim niesie też prawdy uniwersalne. Umieszczone są one albo pod pokładem treści literalnych, albo do dzisiaj jeszcze nie odczytane, niezauważone. Być może Bóg obdarzył ewangelistów szczególnym darem odczytywania (natchnienie)  spraw nadprzyrodzonych. Jednak wszystkie są skażone ludzką niedoskonałością.

          Należy oddzielić od siebie cuda dotyczące Jezusa i Jego działalności od cudów wykonane przez samego Jezusa. Jedne i drugie przekazane zostały przez tych samych autorów ewangelicznych. Na faktografie nałożone zostały koncepcje teologiczne autorów. Zostały w ten sposób wymodelowane. Niosę ze sobą intencje autorów. Nie są czystym przekazem faktów. Pan Petr Petrickson wyraził pogląd, że Piotr wątpił a przecież niby jako świadek przy dość prostej budowie nie powinien wątpić gdyby obserwował cuda. Gdy Jezus został porwany wszyscy apostołowie zwątpili. Nie mogli zrozumień, że Jezus władający mocą Boga nie mógł się sam wyzwolić i uniknąć śmierci. Nie rozumieli, że Jezus chciał złożyć ofiarę. Dla uczniów było to za trudne.

      Opisując szczegółowo ewangelie odnosiłem się do poszczególnych cudów. Do niektórych cudów Jezusa odnoszę się z rezerwą, inne tłumaczę i wyjaśniam. Odrzucam np. wyrzucanie złych demonów z człowieka. Tłumaczę to uleczeniem z chorób psychicznych.

          Wszelkie cuda i niezwykłe zdarzenia zaciemniają Prawdę. Pokazują Boga jako magika. W gruncie rzeczy ubliżają Bogu. Zbytnia ckliwość też nie jest Bogu potrzebna. Im bardziej traktuje się Boga realnie, tym samym oddaje się Jemu prawdziwą cześć.

        Znak rozmnożenia chleba opisany jest we wszystkich ewangeliach: A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi (Mk 6,41). To nie jest już tylko cud uzdrowienia, który można tłumaczyć uruchomieniem sił drzemiących w ciele człowieka. Świadkami było 5000 osób. Śladem namacalnym było dwanaście koszy napełnionych odpadkami. Jak wytłumaczyć materię cudu wobec  praw natury? Czy cud rozmnożenia chleba należy umiejscowić w zdarzeniach niewytłumaczalnych? Jak na to zapatruje się filozoteizm, który zawsze szuka racjonalnego wytłumaczenia zdarzeń?

Teologicznie, zdarzenie należy rozumieć jako uwolnienie od głodu. Fizycznie, Jezus łamał chleby i dawał uczniom. Ingerencja Boga przez błogosławieństwo sprawiła, że to, co trzymał Jezus w rękach (chleb) nabrało charakteru nieskończonego. Jezus mógł więc łamać chleb w nieskończoność. Każdy kawałek chleba otrzymywał od Boga Jego moc. Energia wynikająca z tej mocy zamieniała się w materię. Cud rozmnożenia chleba miał charakter cudu stworzenia (jak było na początku świata).

        Pan Petr Petrickson wspomina o metaforycznej ocenie cudu rozmnożenia chleba. Sugeruje, że wiedza pochodzi ode mnie. Nie przypominam sobie takiego stwierdzenia, a jeżeli się znalazł mógłby być informacją nabytą od innych myślicieli.

       Na koniec chcę zaznaczyć, że gdyby ktoś niewierzący napisałby historię Jezusa, to byłby to tylko zbiór faktów. Każdy wierzący autor uprawia teologię, a ona siłą rzeczy opiera się na wierze. Każde zdarzenie jest opisem metaforycznym, skażone wewnętrznymi emocjami wiary. Dlatego Ewangelie nie czyta się a przeżywa. Cuda, nawet te mało prawdopodobne nabierają wiarygodności. Ewangelie nie są przeznaczone dla wiedzy, a służą do pogłębiania wiary. Nawet uchybienia redakcyjne i drobne błędy nie szkodzą ogólnemu przesłaniu Dobrej Nowiny. 


[1] W roku 1640 w hiszpańskim miasteczku Caladna, oddalonym o 118 km od Saragossy, chłopcu imieniem Miguel Juan Pellicer odrosła noga usunięta dwa lata i pięć miesięcy wcześniej przez chirurgów w szpitalu w Saragossie. Przypadek był wnikliwie badany przez sąd w Saragossie, w posiedzeniach którego uczestniczyło 10-ciu sędziów oraz osoby duchowne, i uznany został za cud.

Wiedza, a mądrość

           Wiedza to biblioteka pojęć, opisy praw przyrody, zdarzeń. Wiedza jest informacją zdobywaną w czasie. Mądrość to umiejętność praktycznego wykorzystywania posiadanej wiedzy i doświadczenia. Mądrość jest kwalifikowana wg stopnia posiadanej wiedzy. Bez wiedzy, jest oparta wyłącznie na intuicji. Mądrymi mogą być ludzie dysponującymi skromną wiedzą. Będzie ona uwarunkowana rozpoznaniem życiowym, ale też i wrodzoną intuicją. Intuicja jest darem nadprzyrodzonym.

            Mądrość ujawnia się na różne sposoby i zależy od okoliczności. Może być sterowana wg określonego kierunku. Mądrość może być subiektywna. Pokazuje prawdę w określonych ramach i kolorach. Mądrość doskonała jest wzorcem, ale ze względu na potrzebę różnej perspektywy może być niepraktyczna, nawet złudna. Dla eteisty definicja źródła mądrości, że nią jest Stwórca jest mądrością bezwartościową. Bardzo często mądrość jest wartością własną, z którą trudno się jest dzielić z innymi. Często człowiek uznawany za mądrego jest samotny. Mądrość jest niekiedy przeszkodą do przeżywania emocji, zwłaszcza emocji tzw. grzesznej. Można powiedzieć, że mądrość jest darem nielicznych. Na co dzień jest ona mocno okrajana i dopasowywana do chwilowych potrzeb. Ludzkość żyje w świecie półprawd i prawd subiektywnych. Nagminnie ludzie mądrzy w jakiś zdarzeniu życiowych pozbawionych jest jej w innych dziedzinach życia. Ten fenomen można dostrzec wśród członków wspólnoty. Często się mówi: taki mądry, a nie dba o swoje zdrowie.      

       Intrygujące jest pytanie o prawdę ostateczną, czystą. Już parę lat temu wprowadziłem do rozważań pojęcie Stanu Prawdy, jako hipotetycznego zbioru opisu prawd. W niej Stwórca zapisał prawdy[1], które z założenia można uznać za ostateczne. Bóg wyposażył człowieka w dar odczytywania ze stanu Prawdy interesujące go zagadnienia. Prawdy zapisane są językiem duchowym, dla tego dla wielu są barierą nie do pokonania. Sam odczyt musi ulegać transformacji na ludzki język. Na tym etapie dochodzi do największych zakłamań. Człowiek ma skłonność ustawiania informacji, narzucanie jej własnych kolorów, aż do zupełnego ich wypaczenia. 

        Biedni są tacy, którzy ograniczają swoją osobowość do narzuconych własnych ram swojego image, którzy ulegają pewnych schematom narzuconych przez media, świat naukowy, modę.  Pewna koleżanka profesor zapytała mnie dla czego wybrałem blog informatyczny jako formę wypowiadania się. W głosie było słychać dezaprobatę tej formy. Pani profesor posłużyła się nią bezkrytycznie. Dla innych, każda forma przekazu jest słuszna jeżeli jest skuteczna. Ja widzę tę kwestie szerzej. Każde działanie, które jest w sobie dobre jest dobre. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości.( Theodore Isaac Rubin).  Nie kieruję się ani modą, ani tradycją, ani obiegową miarą. Wiąże mądrość z wolnością człowieka. Pani profesor, z pewnością mądra, ugrzęsła w niewoli obiegowych trendów i zwyczajów. Przeciwieństwem zniewolenia przez przyzwyczajenia jest poczucie, że osiągnęło się stopień predestujący do miana mądrego. Tu skorzystam z mądrości zapisanej  Talmudzie: Człowiek jest tak długo mądry, dopóki szuka mądrości. Jeżeli mniema, że ją już znalazł, wówczas staje się błaznem.


[1] Dla osób niewierzących hipotetyczny zapis wirtualny wszystkiego co uznaje się za prawdę.