Cytaty biblijne

          Przyznaję, że często w swoich tekstach korzystam z wersetów biblijnych. Nie znaczy, że nie mam uwag krytycznych do nadmiernego i bezmyślnego z nich korzystania. Trzeba wiedzieć, że nawet najmądrzejsze zdania obejmują tylko wycinek prawdy, albo prawdę wybiórczą. Aby rozumieć Pismo święte trzeba poznać go całościowo. Wyrwane zdania z kontekstu mogą być wykorzystane do celów niepochlebnych. Jak mówi się: przy pomocy Pisma świętego można udowodnić każdą zbrodnię. W młodości przestrzegano mnie, że jest to księga przepełniona erotyzmem, gwałtami, zbrodniami itc. Taka opinia jest przykładem jednostronnego jej czytania. Prawdopodobnie szukano w niej erotycznych sensacji.

          Dzisiaj wiem również, że np. niektóre cytaty Jezusa są nierzetelne, niedokładne, a nawet zmyślone. Nie dziwię się, bo spisywano je wiele lat po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Badaniem prawdziwości słów Jezusa zajmują się egzegeci. Wierzę, że można wyłapać cytaty, które są wątpliwe. Niektóre z kolei mają duże prawdopodobieństwo prawdziwości.

          Korzystając z mów (logia) Jezusa Chrystusa trzeba zachować roztropność. Można ze złej oceny treści inputować Jezusowi nie tylko zdania, ale przekręcać Jego intencje. Jestem pewien, że nauka Jezusa została nie do końca właściwie odczytana. Wielokrotnie, w czasie pisania tekstów dawałem temu wyraz.

          Podobnie jest przy korzystaniu z przekazów (apokryfów) pisanych przez starożytnych pisarzy, apologetów, teologów. Niestety trzeba  zachować ostrożność, aby nieopatrznie rozumieć zamysły autorów. Niedoskonałość źródeł trzeba traktować jako coś naturalnego. Teksty pisali ludzie przy całej swej niedoskonałości. Tłumaczenia też nie są dosłowne z przyczyn obiektywnych. Wielu nadgorliwych tłumaczy dopisywało do tekstów własne przemyślenia. Podobnie jest w innych religiach. Talmud redagowano do średniowiecza. Dzisiaj Żydzi mają problem z niektórymi dopiskami w nich zapisanymi (np. nienawiść do chrześcijaństwa).

          Ewangelie pisało czterech ewangelistów. Niestety są niespójności, własne stawki i koncepcje teologiczne. Najwięcej własnych koncepcji wprowadził Ewangelista Łukasz. Mateusz usilnie forsował ciągłość Starego Testamentu z nową Ewangelią, a Ewangelia Jana jest wykładnią teologiczną szkoły Janowej.

          Moja matka (92 lata) z niedowierzaniem przyjęła tę wiadomość. Nauczona była ona z wiernością i wiarą przyjmować wszystko, co głosi Kościół.

Próbuję tłumaczyć jej, że prawda jest tylko celem asymptotycznym. Do prawdy się dochodzi. Nikt nie zna prawdy, tylko Bóg. Nawet cytat z Ewangelii św. Jana:

I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J,8,32) jest niedokładna i myląca, bo prawdę nie poznamy nigdy. Jezusowi chodziło o prawdę grzechu. Kto pozna prawdę o dramacie grzechu, może się od niego uwolnić. W tym ujęciu cytat jest właściwie rozumiany.

          Szukanie prawdy można porównać do głodu. Kto ma tego typu pragnienia, już może czuć się szczęśliwy.

Spór o słowo „współistotny”

          Sobór Nicejski przyjął, że Jezus Chrystus jest „współistotny” (homoousios) Ojcu. Nie wszyscy mieli zaufanie do tego pojęcia. Słowo homoousios, w potocznej mowie greckiej było używane w związku z jakimiś przedmiotami (dwie monety wykonane z tego samego materiału). Wydawał się im zbyt trywialny i materialny. Pojawiły się spory odnośnie tego terminu. Oskarżano się o sabelianizm (zaprzeczał istnienie hipostaz Trójcy Świętej. Sabelianie uważali, ze istnieje jeden Bóg Ojciec, a Syn i Duch Święty są sposobami Jego samowyrażania się). Wielkim zwolennikiem homoousios był  papież Atanazy. Kościoły wschodnie potępiły go.

            Na Soborze Nicejskim słowo homoousios znalazło się w nicejskim Credo i zostało przyjęte niemal jednogłośnie.  Biskup ariański Euzebiusz, w tym grupa antyariańska, po śmierci Konstantyna wymazali swoje podpisy pod aktami soboru. Niepewność „prawdy nicejskiej” spowodowała, że arianie i sam Ariusz zostali odwołani z wygnania. Wydaje się, że Konstantyn również nie popierał idei homoousios.

          Z kolei papież Atanazy został zesłany na wygnanie. Pozbywano się zwolenników Credo nicejskiego różnymi metodami, w tym oszczerstwami natury politycznej lub moralnej.

          Po śmierci Konstantyna cesarstwo zostało podzielone między dwoma jego synami. Na Zachodzie Konstans uznający postanowienia Soboru Nicejskiego i na Wschodzie Konstancjusz pozostający pod wpływem teologów ariańskich.  Po zabójstwie Konstansa cesarstwo znowu się zjednoczyło.  Wschód próbował znaleźć własną wykładnie Credo, niekoniecznie po linii Ariusza. Odrzucano formułę skrajnego arianizmu: Syn pochodzący z nicości; był czas, Kiedy Syn nie istniał.

          Do sporu dołączył się anomeizm, doktryna mówiąca, że Syn nie tylko nie jest współistotny Bogu, ale jest całkowicie różny. Spory powodowały zwoływanie synodów. Papież Liberiusz, złamany latami wygnania został zmuszony do podpisu heretyckiej formuły z synodu z Sirmium. W końcu cesarz Konstancjusz przychylił się do zwolenników homoousios. W 360 r. uroczyście proklamowano wyznanie wiary.

         Po wstąpieniu na tron Juliana Apostaty odbudowane zostało stronnictwo Konstancjusza. Sytuacja ponownie zaostrzała się. Od 362 r. pojawiła się doktryna Apolinarego z Laodycei, rygorystycznego nicejczyka. Kwestionowana boskość Syna przerzuciła się na kwestionowanie boskości Ducha Świętego. Arianizm ożywił się. Biskupi o różnych orientacjach wzajemnie się zastraszali. Pojawiły się schyłki i wygnania. Papież Atanazy (295–373) kolejny raz został wypędzony z Aleksandrii.

          Jak widać boskość Jezusa nie wszystkich przekonywała. Spory trwały dziesiątki lat. Czy w końcu zwyciężyła prawda? Zbyt wiele było politycznych interesów i brak wiedzy teologicznej cesarzy, którzy przejęli kontrolę nad wiarą.

         Mentalność Wschodu intuicyjnie podchodziła do natury Jezusa  Chrystusa. Oni czuli, że coś nie gra, nie pasuje w doktrynie Syna Bożego. Jezus został wywyższony dopiero na krzyżu, a nie zrodzony już Bogiem, który istniał od zawsze.

         W rezultacie zwyciężył ortodoksyjny katolicyzm, kosztem nadbudowy teologicznej, która przesłoniła prawdę faktograficzną (filozoteizm).

 

Sobór Nicejski

          Ponieważ działania Ariusza były znaczne i obejmowały coraz większy obszar cesarstwa, zaniepokojony Konstantyn zwołał powszechny sobór ekumeniczny w Nicei w 325 roku. Papież Sylwester nie chcąc konkurować z cesarzem, wydelegował na sobór dwóch swoich rzymskich kapłanów. Podrzędność wobec cesarza, to cena jaką musiał płacić dotychczasowy niezależny kościół po otrzymaniu wolności i przede wszystkim pieniędzy (subwencji). Religia chrześcijańska stała się instrumentem polityki wewnętrznej państwa. Z jednej strony cesarstwo dawało Kościołowi opiekę i oparcie, z drugiej, uzależniło go od siebie. Aby ukryć przed światem nieudolność papieża Sylwestra sfabrykowano dokument tzw. „Donację Konstantyna”, w której ponoć cesarz przekazał papieżowi władzę nad Rzymem, nad Italią oraz całym Zachodem.

          Na soborze wzięło udział około 250 – 300 biskupów (przeważali Ojcowie ze Wschodu). Uczestniczyli w nim m.innymi Euzebiusz z Cesarei i Atanazy Wielki. Zwołany przez Konstantyna sobór odbył się pod jego przewodnictwem. Zastępował go Hozjusz z Kordoby.

          Dla Konstantyna była to rozgrywka polityczna. Na jego oczach jego imperium dzieliło się przez jakiś spór teologiczny. Pragnął zjednoczenia narodowego, Wschodu i Zachodu. Wolność religijna dawała mu takie gwarancje. Dla świętego spokoju zesłał Ariusza na obczyznę. Sam zrehabilitował go gdy się nieco uspokoiło.

          Sobór trwał trzy miesiące. Końcowym aktem soboru było potępienie nauki Ariusza, ogłoszenie dogmatu o boskości Syna i Jego równości z Ojcem w postaci sformułowania „nicejskiego wyznania wiary”, który obowiązuje do dnia dzisiejszego. Wyznanie nicejskie jednoznacznie określiło pochodzenie Syna od Trójcy jako zrodzenie, a nie stworzenie. Dogmatyczne stwierdzenie bóstwa Jezusa Chrystusa,  siłą rzeczy przyczyniło się do ogłoszenia Maryi jako Bogarodzicy (Theotokos, ostatecznie potwierdzonego w 431 r. na soborze w Efezie).

          Filozoteizm ujął boskość Jezusa w Akcie działającym. Osoby z Trójcy świętej działają podobnie, w zjednoczeniu z wolą Ojca. Należy zaznaczyć, że pojęcie Trójcy, Syna Bożego i Ducha Świętego pochodzą z ludzkich rozważań i częściowo od słów Jezusa. Tak to widzi i skomentował Kościół. Ile jest w tym obiektywnej prawdy? Nie znaczy, że Osoby te, poza Ojcem i Synem, są bytami ontologicznymi (Duch Święty). Przyjmując ludzki punkt widzenia, od ludzi zależy jak chce postrzegać Stwórcę.

          Dla mnie Bóg jest Jedyny i nie ma innego. Trójca Święta jest tylko Jego troistym obrazem. Syn jest pierwszym dziedzicem Boga. Jego boskość mieści się w moim wyobrażeniu koncepcji Stwórcy odnoście przyszłej roli ludzkich stworzeń w ewolucji Świata.

Arianie

          W IV wieku w Kościele Wschodnim wielkim problemem stał się arianizm. Jego twórcą był kapłan wykształcony w szkole antiocheńskiej, działający w Aleksandrii o imieniu Ariusz (256 – 336 r.).  Zakwestionował on dogmat o Trójcy świętej i zaprzeczał boskiej naturze Chrystusa. Uznawał pochodzenie Syna od Boga na zasadzie stworzenia/zrodzenia. W ten sposób pomniejszał wartość Logosu, który  jest traktowany jako współwieczny z Ojcem. Ariusz twierdził, że Syn nie istniał, zanim nie został zrodzony; był czas gdy Słowo nie istniało. Ariusz uważał, że doktryna o Trójcy jest niebiblijna. Twierdził, że Jezus Chrystus jako Syn Boży jest poddany Bogu: Ojciec mój, który Mi je [życie] dał, jest większy od wszystkich (J 10,29); Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich (1Kor 15,28) i został stworzony przez Ojca.

          Cesarz Konstantyn dążąc do jedności religijnej zwołał w 325 r. w Nicei I Sobór powszechny. Na soborze zwyciężył kierunek, że Ojciec jest równy Synowi w Trójcy Świętej. W kilka lat później doszło do sporu pomiędzy opozycją a prawowiernością nicejską. Ważną rolę w sporze odegrał diakon z Aleksandrii św. Atanazy, późniejszy papież, który pięciokrotnie wypędzany pozostawał wierny swojej ortodoksji. Uważał, że gdyby Jezus Chrystus był stworzony, to wierni oddając Mu cześć boską, popełnialiby bałwochwalstwo[1].

          Arianizm rozwijał się niezależnie. Wyszedł poza obręb imperium rzymskie. Przyjęły go ludy germańskie nad Morzem Czarnym (z wyjątkiem Franków).

           Podejście filozoteistyczne ma wiele podobieństwa z arianizmem. Trójca święta jest traktowana jako element niekonieczny (poligamiczny) w wierze Chrystusowej, a boskość Jezusa uznaje z chwilą śmierci Jezusa, gdy Chrystus został wywyższony do roli Ojca i to w sensie dynamicznym (Aktu działającego). Chrystus łączący się z wolą Ojca działa podobnie jak Bóg Ojciec. Pogląd Kościoła o odwiecznie istniejącej Trójcy jest nie do przyjęcia i świadczy o dowolnej interpretacji dogmatyków.  Idee Trójcy Świętej można przyjąć jako obraz działania Bożego (Aktu działającego) przez Ojca, Syna i ideę samego Aktu działającego (dynamiczny obraz działania Boga, sama moc Boga) pod postacią Ducha Świętego.

          Filozoteizm, jak w większości przypadków innych doktryn, dostrzega i różnice w poglądach. Ariusz próbując wyjść z pułapki Logosu mówił o „dwóch Logosach”; Boga i Syna. Ariusz twierdził, że Bóg nie wchodzi ze światem w bezpośrednią styczność. To jest połowiczna prawda. Owszem z racji danej człowiekowi wolności nie determinuje człowieka, ale świat wymaga stałego podtrzymywania jego w jego istnieniu. Ariusz odmawiał Chrystusowi ludzkiej duszy, jej miejsce miał zajmować Logos.  

           Sobór Nicejski traktował Syna – Boga ontologicznie (jako byt samodzielny), jako Drugą Osobę boską. Według filozoteizmu jest to nieuprawnione, mylące, poligamiczne. Aby stworzyć odpowiednią aurę, Kościół powołuje się na tajemnicę trynitarską – zupełnie niepotrzebnie. Trzecia Osoba boska – Duch Święty ontologicznie jest nieporozumieniem i nadinterpretacją słów Jezusa. Jezus mówiąc o zesłaniu Ducha Świętego miał na myśli dynamiczny obraz Aktu działającego, zesłanie samej mocy Boga (nie ma tu nic z bytu). Upraszczając, można powiedzieć, że Jezus zapowiadał siebie samego w przyszłych działaniach duchowych.

          Soborowi Nicejskiemu przewodniczył sam cesarz Konstantyn Wielki. Kilka dni przed śmiercią cesarz przyjął chrzest z rąk ariańskiego biskupa Euzebiusza z Nikomedii.

          Sobór konstantynopolitański z 381 również potępił nauki Ariusza. Mimo potępienia doktryna Ariusza była akceptowana. Był taki moment w historii, że arianizm zawładnął prawie całym imperium rzymskim. Mocno zakorzenił się u Germanów. Wizygotów. Wandalowie przebywający do Hiszpanii byli arianami. Wielu biskupów katolickich zostało zesłanych na ciężkie prace na Korsykę i Sardynię. Dopiero w 525 roku, za króla Hilderyka, ogłoszono zwycięstwo wiary katolickiej.

         Papież Liberiusz (325–366) nigdy oficjalnie nie potępił szerzącej się herezji, a nawet można przypuszczać, że ją wspierał. Historia uważa go za arianina.

          Bracia polscy ze względu na nieuznawanie dogmatu o Trójcy Świętej nazywani byli arianami polskimi. Ruch braci polskich miał charakter wybitnie elitarny, skupił wielu literatów i naukowców, obok zwykłych wyznawców; Za podstawę swojej doktryny bracia polscy uważali wyłącznie Biblię. Wyznawali zasadę braterstwa wszystkich ludzi. W początkowym okresie wywodził się z tego bezwarunkowy pacyfizm, a także odmowa służby państwu, zarówno na urzędach wojskowych jak i cywilnych jako formy wywyższenia, potępienie kary śmierci. Arianie potępiali używanie oręża.


[1]  Atanazy ma rację gdy Trzy Osoby Boskie rozważa się ontologicznie (osoby samodzielne). Filizoteistyczne podejście do Boga jako Aktu działającego wydziela niejako samo działanie Boga od substancji Boga. Bóg jest tylko w działaniu. Jezus Chrystus jest Bogiem gdy jest w działaniu, a sama moc Boża w działaniu zobrazowana jest w Duchu świętym. 

 

Piękno w prostocie

          Bóg jest bytem prostym, niezłożonym. Piękny w swojej prostocie. Tak samo religia powinna być prosta, nieskomplikowana i zrozumiana. Samo powołanie Świata do istnienia opiera się na prostocie działania Stwórcy. Bóg tchnął swoją moc w postaci energii. Energia na podstawie ustalonych przez Stwórcę praw przyrody weszła w zawiłość istnienia. 

          Świat jawi się każdemu inaczej, ale Prawda jest jedna. Jest nią rzeczywistość. Wszelkie prawdy religijne i naukowe muszą być spójne. Nikt nie jest w stanie podważyć istnienia Przyczyny sprawczej. Podobnie jak nie można udowodnić istnienia Stwórcy osobowego. Wynika On jednak z porządku logicznego i konieczności Jego istnienia. Kościół nie musi obawiać się, że ktoś zaprzeczy istnienie Boga. Ci co zaprzeczają, należą do tych, którzy jeszcze nie dojrzeli. Kościół nie musi się niczego, ani nikogo bać. Z tego też powodu nie ma potrzeby obudowywać religii koncepcjami ezoterycznymi, gnostycznymi, figurami konceptualnymi. Pierwszy krok w oczyszczeniu religii uczynił Jezus. Ponad 600 praw judaistycznych sprowadził do dwóch. W nich zawarta jest cała koncepcja Stwórcy.

          Teologia rozbudowała się  w zawiłe pojęcia próbujące tłumaczyć zamysły Stwórcy. Zupełnie niepotrzebnie. Np. do czego jest potrzebna konstrukcja Trójcy Świętej?   Czy przez Trójcę Świętą Bóg inaczej podtrzymuje świat w istnieniu? Szatan dawno się zestarzał i powinien zejść z areny bytów konceptualnych. Anioły również spełniły swoje zadania. Dzisiaj ważne jest osobiste trwanie przed Stwórcą. Osobista relacja z Bogiem, bo człowiek dorósł do wyprostowanej postawy wobec Stwórcy. Człowiek musi znać swoje miejsce zadane przez Boga. Czekają człowieka rzeczy niezwykłe. Bóg prowadzi człowieka do swojego dziedzictwa.

         Różne odczytywanie prawdy winno sprowadzać się do spójności. Kapłani winni się zmieszać z ludem. Tak jak święci żyjący wśród nas. Wszelkiego rodzaju nadbudowy są obrazem pychy. Wydumane teorie, modele przestrzenno czasowe, idee z kosmosu jedynie otumaniają ludzi. Nawet słynny wzór A. Einsteina pokazuje jedynie zależność energii od masy i prędkości, ale dokładne wyliczenie ilościowe jest niemożliwe w warunkach granicznych. Wzór A. Einsteina jest piękną wizytówką i znakiem, że do prawdy stale się zbliżamy. Prawda sama w sobie jest niepoznawalna, bo wszystko pochodzi od Niepoznawalnego.

          Dzisiejsza teologia, przez swoja zawiłość wpada czasem w czarną dziurę. Wtedy teolodzy mówią, że doszliśmy do tajemnicy Boga. Przykładem jest twierdzenie, że Bóg, nie wiedząc dlaczego, wybrał sobie naród Żydowski i jemu się Objawił. Bzdura. Bóg nie może mieć zachcianek. Wszelkie dobra, a przede wszystkim Swoją Miłość rozdaje wszystkim jednakowo. Od człowieka zależy, czy dary od Boga przyjmuje, czy odrzuca. Prawda jest inna. To naród Żydowski otworzył się na Boga i odczytał Jego zamysły (częściowo).

Idea Boga

          Do koncepcji wiary katolickiej została wprowadzono idea Boga jedynego i Osobowego. Stało się to poprzez odczytanie stanu Prawdy przez Abrahama. Bóg uszlachetnił umysł ludzki do posiadania w sobie Idei Boga. Idea ta mocno koreluje z hipotezą naukową wskazującą konieczność istnienia przyczyny sprawczej, która powołała Świat do istnienia. Sam świat, jego struktura, matematyczność, konstrukcja, piękno są podstawą do uznania tej hipotezy za aksjomat. Bóg jest Samym Istnieniem. Tę Prawdę wypracowała teologia judaistyczna.

         Idea Boga wcielonego w Jezusa Chrystusa powstała o dwa tysiące lat później wg zamysłów teologów chrześcijańskich. Nasuwa się pytanie, czy było to odczytanie już istniejącej prawdy, czy koncepcja nowa, dołożona?

         Uczłowieczenie Boga wydaje się mniej możliwe od procesu odwrotnego – ubóstwienie człowieka. Natura wyższa nie może zejść na poziom niższy. Dlaczego? Po zawsze taka istota miałaby swoją pierwotną doskonałość. Bóg człowieczy jest fikcją, też pod względem filozoficznym. Człowiek stającym się Bogiem byłby Jego karykaturą, profanum. Niezniszczalne nie może przechodzić w niszczalne. To sprzeczność logiczna. To co jest doskonałe, zawsze pozostaje doskonałe, z samej definicji. Ujmując Boga jako przebierańca w ciało ludzkie jest infantylne i godzi w Jego godność.  Sam pomysł, aby Boga sprowadzać w rzeczywistość i naturę ludzką (Deus humanus) uważam za wielkie nadużycie koncepcyjne. Człowiek chciałby, aby Bóg stał się kimś konkretnym, namacalnym, widzialnym i historycznym. Tę koncepcję forsuje Ewangelia Jana: Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9). Owszem można używać porównania, że Jezus jest obrazem (ikoną) Boga. Obraz ma swoje prawa (np. karykatura). Zawsze zajmuje miejsce niższe niż to, co przedstawia. Jeżeli Jezus użył ww słowa, to miał na myśli swoje działania. Jezus działał jak Ojciec. Uczynki mogą być podobne, ontologicznie nie jest to możliwe. Nie jest to tożsame, że Bóg wcielił się w Jezusa.

          Zupełnie co innego jest wywyższenie Jezusa Chrystusa na poziom Boga. Zresztą wywyższenie traktuję jako udzielenie Jezusowi możliwości działania jak Bóg w Akcie działającym.

          Trudno zrozumieć uzurpowanie sobie kościoła do posiadania Prawdy. Jak pisze ks. prof. Czesław Bartnik (Dogmatyka): Idea Boga rozwija się w ludzkości wiecznie (I tom. s.95), to znaczy, że do Prawdy się dochodzi, a nie posiada. 

         Kościół operuje pojęciem prawdy objawionej. Prawdę taką należy kojarzyć z działaniem, z wiernością Bogu, żyć wg Bożych przykazań. W tym mieści się „mówienie prawdy”. Przywoływanie jej do zagadnień ontologicznych jest nieporozumieniem.

Chrystianizacja Cesarstwa Rzymskiego, Donatyzm

         Swoboda religijna natychmiast dała o sobie znać. Wzrosła ilość kościołów. W samym Rzymie było ok. 40. Cesarzowa matka, św. Helena i siostry Konstantyna były chrześcijankami. Dla Kościoła były hojne i szczodre.

        Po raz pierwszy wybitne osobistości chrześcijańskie zaczęły pełnić najwyższe funkcje. Wszelkie przeszkody ewangelizacji zostały usunięte. Równocześnie pojawiły się pierwsze zarządzenia ograniczające praktyki pogańskie. Zabroniono składania ofiar, magii i wróżenia w prywatnych domach.

          Na krótko pokój Kościoła został zachwiany po wstąpieniu na tron Juliana Apostaty (361–363). Był to jednak epizod bez przyszłości. Następni cesarze, bardziej lub mniej, przyczyniali się do chrystianizacji Cesarstwa Rzymskiego.

          Po pierwszej euforii pojawiły się nowe problemy. Kościół stawał się dwubiegunowy. Z jednej strony był instytucją sensu stricto kościelną, a z drugiej strony instytucją świecką z całym obciążeniem ekonomicznym, prawnym, wymagająca zarządzania, kierowania, sądzenia, pomagania itc.

         Organizacja Kościoła rozszerzała się o metropolie z biskupami. Wszyscy oni jednakowo podlegali bezpośredniej władzy stolicy rzymskiej, pełniącej względem nich rolę metropolii. Władza świecka, siłą rzeczy, przenikała mury Kościoła. Spory religijne będą składane na ręce cesarza i jego urzędników. Władza cesarska zaczęła się jawić jako ziemski obraz Królestwa Bożego. Cesarz

stawał się odpowiedzialny za życie wyznawców i mieszkańców cesarstwa. Cesarz pragnął czynnie uczestniczyć w życiu Kościoła. Nie tylko  chciał ułatwiać zbieranie się synodów, soborów, ale  chciał w nich czynnie  uczestniczyć. Cesarz chrześcijanin uzurpował sobie prawo wodza nad ludem chrześcijańskim (cezaropapizm).

        Ta skłonność przyniosła nierozwiązywalne problemy w kolejnej epoce sporów teologicznych, które zaczęły nadchodzić. Zaczęto podważać definicje dogmatów. Wyłoniły się spory personalne co do ważności nominacji, lub złożenia z urzędu biskupów, a także ekskomuniki. Prawda teologiczna nie była dobrze udokumentowana. Świeckość, cezaropapizm,  upragniona wolność kościoła, to wszystko powodowało niepokoje. IV wiek to okres wielkich indywidualności teologicznych, dumnych charakterów (św. Atanazy, Ariusz, Donat), schizm, sprzeczności, rozdartych dusz i sumień.

       Jeszcze za życia Konstantyna pojawiła się afrykańska schizma donatystów, jako pozostałość po prześladowaniach Dioklecjana. Chodziło o biskupów, którzy wydali święte Księgi urzędnikom przybyłym rewidować kościoły. Wybrano Donata, człowieka energicznego. On to wprowadził do kościoła schizmę. Zaprzeczył on wszystkie sakramenty udzielone przez biskupów „zdrajców”. Swój kościół uważał za „czysty”. Był w sporze z Cecylianem reprezentantem linii kościoła rzymskiego. Donatyści ubiegali się o subwencje cesarskie, których nie otrzymali. Cesarz wydał ustawę przeciwko schizmatykom, którzy zostali zmuszeni do oddania swoich kościołów. Donatyści stawiali opór. O dziwo odnieśli sukces. W 321 r, ogłoszony zostaje wobec nich edykt tolerancyjny. W kolejnych latach polityka względem nich zmieniła się. Julian uważał, że pozostawienie chrześcijanom możliwości wzajemnego znieważania się jest korzystne. Gracjan z powrotem konfiskował ich kościoły (376–377). Cesarz Honoriusz, pięciokrotnie zmieniał swoją politykę względem nich. W końcu zwołał wielką konferencję, na której, w ich zwalczaniu, aktywną rolę odegrał św. Augustyn. Najazd wandalów zakończył działanie kościołów Afryki rzymskiej.

          Pozostała jedynie refleksja, że niewiele potrzeba było, aby w kościele zaistniały spory wzajemnej niechęci, wyniszczania się. Ci co  uważali się za świętych byli bardzo aktywni, skorzy do bójek i nietolerancyjni.

Odczytanie Boga czy Jego Objawienia

          Proszę rozważyć dwie tezy:

1)  Czy Bóg Objawił się człowiekowi wg własnych poczynań?

2) Czy człowiek przez otrzymaną zdolność od Boga odczytał Jego wolę, zamysły i  inne prawdy?

Ad.1 Jak pisze w Liście do Hebrajczyków: Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1,1).  Z tekstu wynika, że Bóg z własnej inicjatywy, wielokrotnie próbował skontaktować się z człowiekiem. Można mniemać, że nie zawsze Mu się to udawało. Nie zawsze był właściwie rozumiany. Inaczej mówiąc ponosił porażkę swoich poczynań, co w przypadku doskonałości Boga jest mało prawdopodobne[1]. Można też inaczej interpretować słowa Pawła. Bóg objawiał się powoli i na miarę ludzkich możliwości. Przez proroków przekazywał swoją wolę. Poprzez działania neurotyczne, prorocy, hagiografowie, pod natchnieniem, czerpali wiedzę od Boga. Przez ludzką niedoskonałość wiedza boska była skażona reinterpretacją i słownym przełożeniem objawienia. W pierwszej tezie akcentowana jest inicjatywa Boga.

Ad.2 Bóg, z racji boskiej natury nie może objawiać się na sposób zmysłowy. Pozostaje jedynie autostrada duchowa, która łączy Stwórcę ze stworzeniem. Bóg dał każdemu człowiekowi łaskę i dar Jego pragnienia. Czekał, aż w którymś momencie zostanie odczytany. Ten czas nadszedł. Najlepiej uczynili to hebrajczycy. Religia jest więc pochodzenia ludzkiego. Bóg dał narzędzie, a człowiek uczynił z niego pożytek. Człowiek, otwierając się na Boga uruchamia autostradę duchową, która ułatwia rozpoznanie Prawdy. Prawdą jest Bóg i Jego zamysły. Jezus absolutnie wykorzystał dary Boga. On też najlepiej odczytywał zamysły Stwórcy. W drugiej tezie akcentowane jest działanie człowieka. Zgodne jest to ze słowami Pisma św. które mówi, że Bóg pozostawił człowiekowi ziemię, aby nią gospodarzył. Zaufał i czekał na owoce.

 

          Akceptacja drugie tezy jest bardzo ważna w skutkach. Przyjmując ją, należy z tej perspektywy rozważać wiarę. Człowiek jest założycielem i inicjatorem religijnym. Wartość religijna zależy od mądrości jej twórców. Przykładem są inne religie, jak islam, religie Wschodu. To nie Bóg jest ich sprawcą, ale człowiek. Kościół Chrystusowy pochodzi od Jezusa Chrystusa, ale kościół chrześcijański istnieje na bazie ludzkiej koncepcji. Przez ludzką słabość mocno wypaczył idee Jezusa.

          Czy jest możliwe na nowo odczytać zamysł Boga? Uważam, że zebrany materiał przez wieki daje taką możliwość. Na początku trzeba dokonać akceptacji Jego istnienia jako koniecznej przyczyny sprawczej. Ten aksjomat jest konieczny aby cokolwiek zrozumieć. Bez tego aksjomatu dalsza dyskusja nie będzie mieć bazy i podstaw do dalszych rozważań. Ilość informacji poszlakowych będzie zwiększać prawdopodobieństwo określenia Jego przymiotów, a także rozpoznania Jego woli, koncepcji. Niestety Stwórca sam pozostaje nieokreślony, co do swojej natury i substancji. Tajemniczość Boga nie może być dla człowieka przeszkodą w Jego rozpoznaniu.

          Czy człowiek ma prawo na takie badania? Można przedstawić wiele racji, że Bogu to nie przeszkadza, ani nie ujmuje w Jego godności. Bóg dał człowiekowi rozum, aby się nim posługiwał.

          To co rzuca się w oczy, to ścisły związek Boga z jedyną istotą rozumną na ziemi jakim jest człowiek. Ta ścisła relacja może być wykorzystana w dalszych badaniach. Człowiek odkrył w sobie naturę duchową. To wspólna platforma istnienia. Ona też jest autostradą wzajemnego porozumienia. Człowiek ma więc wszelkie dane ku temu, aby na nowo nie tylko poznać zamysły Boga, ale na nowy sposób Jego doświadczyć.


[1]  Wschód nie rozpoznał w Nim Osoby. Semici mieli szczęście rozpoznania Boga.

 

Prześladowania Dioklecjana oraz edykt Konstantyna

          Ostatnie prześladowania chrześcijan miały miejsce za cesarza Dioklecjana  (284–305). Wraz z nim odżyła pogańska religia. Przez chrześcijaństwo, u pogan, zmienił się pogląd na bóstwo, które stało się bardziej transcendentne. Dioklecjan uważał się za potomka boga Jowisza. Pod koniec swojego panowania wydał kilka edyktów przeciw chrześcijanom. Ze względu na własne problemy polityczne, cesarstwo przybrało formę totalitarną i wprowadziło surową dyscyplinę. W takiej sytuacji łatwo było ściągnąć na siebie represje – więzienie, tortury i śmierć w  strasznych mękach. Pierwszy edykt nakazywał konfiskatę świętych ksiąg i naczyń oraz zburzenie kościołów. Chrześcijanie pozbawieni zostali swoich praw. Drugi edykt nakazywał aresztowanie „przełożonych Kościoła”. Trzeci edykt uwalniał tych, którzy brali udział w libacjach i w składaniu ofiar pogańskim bogom. Czwarty edykt był podobny do edyktu Decjusza – wszyscy w cesarstwie muszą złożyć ofiarę bogom pod groźbą tortur, śmierci lub zesłania do kopalń. Prześladowania Dioklecjana naruszyły życie Kościoła. W różnych miejscach cesarstwa prześladowania były różne. Najbardziej surowe były na Wschodzie i trwały do wiosny 313 roku. Po  Dioklecjanie, który abdykował w 305 roku nastał Maksymin Daja, który wraz z wysokim urzędnikiem Galeriuszem byli jeszcze większymi fanatykami. Prześladowania rodziły postawy obronne. Były one w szerokim spektrum.  Od męczeństwa po letniość wiary. Bezsens prześladowań zauważył sam Galeriusz, który na sześć dni przed swoją śmiercią ogłosił 311 r. w Nikomedii edykt tolerancyjny. Maksymin Daja pod naciskiem współregentów Konstantyna i Licyniusza również odpuścił w prześladowaniach.

          W tym czasie było wielu chętnych na piedestał cesarski. Wygrał Konstantyn (306–338). Był on poganinem, ale tolerancyjnym. Nawrócił się na chrześcijaństwo, ale zwlekał z przyjęciem chrztu. Ma na swoim sumieniu śmierć teścia, trzech szwagrów, najstarszego syna oraz żony. Trudno więc rozeznać kiedy stał się zwolennikiem nauki Jezusa Chrystusa. Swoje dzieci kazał wychowywać w duchu chrześcijańskim. Anegdota o tarczach ozdobionych chrześcijańskimi symbolami w bitwie na Moście Mulwińskim, w której zginął  jego przeciwnik Maksencjusz (312) ma niewiele prawdy w sobie. Powstała 6–8  lat po tym wydarzeniu i miała idealizować Konstantyna. W 313 roku współrządca Licyniusz zredagował uchwałę, która przyznała chrześcijaństwu statut prawny religii państwowej. Konstantyn po zwycięstwie nad Maksencjuszem zaczął  obdarowywać chrześcijan względami, dotacjami pieniężnymi,  ulgami podatkowymi. Od 315 r. pojawiły się pierwsze symbole chrześcijańskie na monetach. Sądy biskupie odzyskały znaczenie i moc prawną. Kościołowi przyznano prawo do przyjmowania spadków. Otwarta został droga do bogacenia się Kościoła.

Precyzja słów

         Kiedy mówi się o religii, ze względu na jej delikatną tematykę, bardzo ważna jest dyscyplina pojęć i precyzyjny dobór słów . Dla przykładu. Nie należy mówić o udowadnianiu wiary, lecz jej uzasadnianiu. Dowody na istnienie Boga pozbyłyby religię wiary, tego głównego narzędzia poszukiwania Stwórcy.

Scholastyka średniowieczna będzie zajmować się wyjaśnianiem Boga, natomiast tradycja starożytna chrześcijańskiej teologii zajmowała się Jego uwielbieniem. Kiedy odchodzi się od rozważań na temat Stwórcy używa się w dzisiejszych czasach pojęcia zawieszenia sądu. Osoby poszukujące Boga stawiają tezy teologiczne.

          Brak odpowiedniego słownictwa i zakresu pojęć zawęża dialog. Bardzo często pojęcia są różnie definiowane. Podczas dialogu trzeba koniecznie ujednolicić pojmowanie używanych słów. Do swoich wykładów wprowadzam interesujące słowa  (często wyjaśniam w nawiasach, czy w przypisach), bo warto je zapamiętać, aby lepiej rozumieć apologetów, teologów, czy nawet katechetów.

          To co charakteryzuje teologię chrześcijańską, to oparcie się na Piśmie świętym i Tradycji. Teolodzy chrześcijańscy uważają, że w nim Bóg nakreślił swój plan Zbawczy i eschatologiczny. Pismo święte, mimo, że jest już rozpoznawane jako pewien obraz koncepcji Boga, to stale jest odczytywane niemal dosłownie. Obrazy mogą być odczytywane różnie, w zależności od intelektu czytających. Rodzą się w ten sposób różne doktryny wiary. Z wielości koncepcji, magisterium Kościoła, wybiera najbardziej pasujące do przyjętego modelu wiary. Czy jest to słuszna droga? Nie do końca. Najczęściej zwycięża koncepcja silniejszych (w sensie autorytetu). Hermetyzacja doktryny nie daje swobody rozważań krytycznych. Kościół od początku bronił się potępieniami różnych idei, które nie pasowały do przyjętej „prawdy”.

        Trzeba również pamiętać o stały zagrożeniu ze strony Cesarstwa rzymskiego. Chrześcijaństwo rodziło się w atmosferze burz politycznych, prześladowań, ortodoksji, poglądów schizmatycznych, millenaryzmu, ascetyzmu, pokuty i fanatyzmu religijnego. Okres ten był bardzo żywy i aktywny. Być może Duch Święty oddziaływał duchowo na swoich wyznawców. Ze spojrzenia ludzkiego, człowiek musiał własnym rozumem przedzierać się przez szum informacyjny. Nie zawsze dokonywał właściwych wyborów. Do dnia dzisiejszego pozostały w  wierze anachronizmy przodków.

          Jezus Chrystus uczył miłości. Przekazywał model religijności. Jego działania praktyczne były skromne, biorąc pod uwagę okres (ok. 3 lat) Jego działalności. Nie był organizatorem sensu stricto. Pomagali Mu apostołowie wzięci z ludu.

          Do założenia nowej religii trzeba fachowców, koncepcji, pieniędzy i ogromnego zaangażowania. Poza zaangażowaniem nie było podstawy, aby chrześcijaństwo zaistniało i się rozwijało. Fenomen ten można dopatrywać się w sile przesłania Jezusa i Jego nauki.