Jezus sprawny organizator

                 

          Ewangelia Marka ukazuje Jezusa jako sprawnego organizatora. Zapanować nad tłumem nie było łatwo: A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei (Mk 3,7).  Widać to w poleceniu, jakie wydał swoim uczniom: żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli (Mk 3,9). Otaczał też troską swoich uczniów. Gdy wybierali się na misje pouczał: A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie (Mt 10,11); Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10,16); Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować (Mt 10,17). Kiedy wrócili strudzeni z pielgrzymowania rzekł do nich: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco (Mk 6,31).

          Ktoś może powiedzieć, że Jezus organizował wielkie „show religijne”. Nie należy bać się tego określenia. Nasz papież Jan Paweł II czynił podobnie.

          Omawiana perykopa (Mk 3,7–12) informuje mimochodem: szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach  (Mk 3,8). Nie mówi o Jego nauce, ale o czynach, to co jest niezwykłe, cudowne i ludziom bardzo potrzebne. Można odnieść wrażenie, że ewangelizacja następowała przy okazji innych wydarzeń. Jezus o tym wiedział i dlatego próbował tonować entuzjazm tłumów: Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały (Mk 3,8). Nie chciał uchodzić tylko za Uzdrowiciela.

          Wymowny jest przekaz: Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć (Mk 3,12). Uzdrawianie przez dotyk jest widzialnym znakiem przez kogo jest uczyniony. Przez dotyk przepływa energia i moc uzdrowieńcza. Moc ta przywraca prawidłowe funkcjonowanie organizmu, które staje się zdolne do pokonania choroby. Cudem jest szybkość działania. Jezus miał moc czynienia cudów (znaków) również na odległość.

         Werset: Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: ŤTy jesteś Syn Bożyť (Mk 3,8) nie należy przyjmować dosłownie. Miał on na celu wzmocnić przekaz możliwości działań Jezusa i Jego mocy.

.

 

Błędy w Piśmie świętym

           Tak sobie czytam od dawna i milczę, waham w myśleniu. Czy Pan, Panie Pawle, dociekał też błędów w tłumaczeniach Biblii? Niech przytoczę znany już pewnie wszystkim przykład z przechodzeniem wielbłąda (czy liny?) przez ucho igielne.

Pozdrawiam. Izabela Wageman  

 

Sz.P. Izabelo

 

        Tak, oczywiście.  Przytoczę słowa napisane w moich książkach:

 

        Pismo święte było redagowane przez prawie 1000 lat. Niektóre fragmenty były pisane wielokrotnie (Deuteronomium) w odstępach setek lat. Teksty przeplatane są różnymi tradycjami z różnych okresów (jahwistyczna z X wieku, elohimska z VIII wieku, kapłańska z VI wieku). Podział ten jest obecnie kwestionowany. Teksty są kompilacją tekstów pochodzenia pozabiblijnego. Wiele opowiadań jest fikcyjnych np. przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, przypowieść o synu marnotrawnym, wybawienie łotra przez umierającego Chrystusa. Hiob, Tobiasz, Jonasz czy Judyta są postaciami literackimi, a nie osobami historycznymi. Historia o oślicy Balaama jest opowiadaniem ludowym. Również wokół postaci Samsona jest kilka legendarnych opowiadań ludowych. Historiografia niejednokrotnie jest naciągana.  Biblia zawiera ewidentne błędy historyczne, np. zdobycie Jerycha przez Jozuego jest legendą (istnieją, co najmniej 4 hipotezy sposobu podboju czy zajęcia Ziemi Obiecanej przez Izraelitów). Z pokolenia na pokolenie drogą ręcznego przepisywania w tekstach znalazło się bardzo dużo mimowolnych i świadomych odmiennych lekcji (interpretacji). Do kopii dostawały się zwykłe pomyłki (setki tysięcy mimowolnych i świadomych odmiennych lekcji: według Alberta Pietersmana i Frederika Wisse), ale i też zmiany celowe. Biblia była tłumaczona na różne języki. Treść narażana była na błędy i niedoskonałości tłumaczenia. Trudno jest tłumaczyć tekst z jednego języka na drugi, ponieważ każdy język opisuje rzeczywistość trochę inaczej. Używa różnych wyrazów i różnych pojęć. Św. Augustyn mówił tak: A gdybym przypadkiem napotkał w nich zdanie, które by się wydawało być przeciwne prawdzie, to nie wahałbym się twierdzić, że przyczyną jest albo niedokładny odpis, albo tłumacz źle przełożył, albo ja sam błędnie je zrozumiałem.

          W różnych egzegezach (objaśnienia, tłumaczenia, interpretacje) biblijnych podaje się, że św. Paweł był żonaty (Międzynarodowy komentarz do Pisma świętego, wyd. Verbinum Warszawa 2000 str. 236), a w innych, że pozostał człowiekiem nieżonatym (tamże str. 244). Występuje sprzeczność między słowami Chrystusa: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17) z innymi fragmentami Nowego Testamentu mówiącymi o zniesieniu niektórych praw i obyczajów. Opis plag egipskich zawiera dublety i sprzeczności. Występuje rozbieżność teologiczna między tekstami, jak np. cezura (też przerwa logiczna) między Księgą Liczb a Księgą Powtórzonego Prawa. Księga Judyty zawiera w sobie wyolbrzymione liczby oraz posiada błędy historyczne: Było to w dwunastym roku panowania Nabuchodonozora, który królował nad Asyrią w wielkim mieście Niniwie (Jt 1,1) oraz geograficzne. Nabuchodonozora przedstawia jako króla Asyrii, tymczasem był on władcą Babilończyków. Ewangelie pełne są paradoksów.  Nie należy oczekiwać od Nowego Testamentu rzetelnego raportu wydarzeń. Niejednokrotnie jest to przekaz wizji hagiografów i tego, co by chcieli przekazać. Można powiedzieć językiem sztuki, że ewangeliści portretowali zdarzenia, a nie fotografowali. Jest w nich zawarta nadzieja i tęsknota swego czasu. Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając (Dz 17,23). Przytoczony przez Panią werset: Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, aniżeli bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego (Mt 19,27) jest również wątpliwy.

          Przytoczyłem tylko niewielki fragment nieścisłości jakie występują w Piśmie świętym. Nie są to moje wyniki badań, ale w większości teologów katolickich.

          Warto zapoznać się jednak  z argumentami < za > prawdziwością Pisma świętego i Jego rzetelnością. Szala zdecydowanie przechyla się na tę drugą stronę. Pismo święte jest księgą niezwykłą.

 

Szabat cd.

Szabat cd.

                  

          Kontynuując temat szabatu wg Ewangelii Marka należy zastanowić się nad pytaniem faryzeuszy: czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno? (Mk 2,24); Jezus odpowiada: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom” (Mk 2,25–26). Czy Jezus został zrozumiany? Nie sądzę. W umyśle faryzeuszy była zakotwiczona katecheza ich ojców. Zakaz był zakazem. Prawo należy przestrzegać i kropka. Słowa Jezusa są powiewem nowego spojrzenia na wiarę. Nie prawo szabatu jest najważniejsze. Owszem ustanowiony został z woli Ojca, ale nie do rygorystycznego przestrzegania, a jedynie do ukierunkowania. Szabat to dzień, który należy poświęcić Bogu, ale krowa ryczy i trzeba dać jej jeść.

          Przykre to co powiem, ale wiara ogranicza zdrowy rozsądek. Nie musi jednak tak być. Jezus temu się sprzeciwia i to pokazuje emocjonalnie: spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem. Zarazem: zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca (Mk 3,5). Jezusa martwi skostniała postawa Faryzeuszy. Jak im przemówić do rozsądku?

          Dziwne, ale ja sobie też zadaję to pytanie. Jak przekonać moich czytelników, żeby otworzyli szeroko swoje oczy i serca. Wiara rozumna może być tak piękna. Kult radosny oddający chwałę Ojcu, Jego Synowi i Maryi naszej ukochanej Orędowniczce. Wokół miłujący się ludzie. Raj na ziemi.

          Inne religie zmierzają do tego samego Boga (jestem zwolennikiem szerokiego pojęcia ekumenizmu), ale wiara chrześcijańska jest wyborem Boga samego. On najpierw przez naród żydowski, a potem przez Chrystusa i Krzyż chciał pokazać drogę doskonałą. Jezus wskazywał, że należy dokonywać zmiany. Nie lękajcie się (Jan Paweł II). To co było niezrozumiałe, dzisiaj jest w zasięgu naszego rozumowania. Nie wszystko. Coś zostanie dla dalszych pokoleń.

          Proszę, odrzućcie fundamentalizm, skostnienie i zacietrzewienie religijne. Na wszystko spójrzcie oczyma miłości. Ja nic innego nie czynię, jedynie powtarzam prośby Jezusa.

          A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić (Mk 3, 6). Czy i mnie chcecie zgładzić?

 

Zdrowy dystans

                 

          Moja wiara, którą noszę w sercu, pozwala mi na bardzo zwyczajny sposób bycia. O Bogu, a zwłaszcza o Jezusie mówię jako Kimś, który realnie istnieje. Używam zwykłym określeń, takie jakby On był przy mnie blisko i był moim Przyjacielem. Nie używam patosu, zdrobnień, ckliwym określeń, czy porównań. Szanuję słowa pisane dużą literą: Kościół, Krzyż, Eucharystia, Pismo święte itp.

          Kiedy piszę tekst modlitewny wtedy same czułe słowa przychodzą mi na myśl. Na co dzień zdrobnienia wydają mi się niewłaściwe. Przesada rodzi karykatury. Staram się tego unikać.

          Trochę wiem o Piśmie świętym. Wiem jak przez 1000 lat redagowane było Pismo. Dobrze by było, aby zwłaszcza fundamentaliści (ci którzy odczytują Pismo dosłownie) zapoznali się z historią redakcji Pisma. Nabiorą do Pisma zdrowego dystansu. Mówienie o Piśmie świętym, że jest to tylko dzieło Boga jest nieporozumieniem. Prawdą jest, że hagiografowie pisząc, byli pod natchnieniem i odczytywali Boże Objawienie. Jedni robili to lepiej inni gorzej. Ponieważ treść Objawienia pochodzi z natchnienia, a ona musi przejść przez umysł, skażona została ludzką niedoskonałością. Gdyby Bóg był autorem Pisma, to treść Pisma nadzwyczajnie by  podyktował.

          Bóg tchnął swoją moc, aby powstał Świat, ale przekazał nam prawa przyrody jakie mają porządkować Świat. W świecie duchowym również obowiązują określone zasady. Bóg działa w dwóch przestrzeniach według własnych określonych zasadach. Z tego powodu niechętny jestem słuchać, np. że Bóg przemówił do kogoś ludzkim głosem. Gdyby tak było, to przemawiałby zawsze podobnie i Jego przekaz nie musiałby podlegać odczytaniu. Jego wypowiedź byłaby jednoznaczna i czytelna. Wszystkim wiadomo, że tak się nie dzieje. Jak już pisałem, Jezus nie słyszał głosu Boga w rozumieniu fali głosowej. Jezus miał dar odczytywania Boga. Dar ten był o wiele większy niż zwykłego człowieka. W którymś z wykładów próbowałem wytłumaczyć jak Jezus odczytywał np. wolę Ojca. Wola Ojca to stan Dobra Najwyższego. Jezus odczytywał ten Stan. Może to wyższa filozofia.

          Kiedy czytamy książki osób świętych (Teresy Wielkiej, Katarzyny ze Sieny i innych), które piszą wprost, Bóg powiedział, używają skrótu myślowego, bo trudno jest opisać jak „słyszy się głos Boga”. Kto opisuje wizje Jezusa, Marii, czy osób świętych widzą je oczyma duszy, a  nie oczami zmysłowymi. Kiedy opisują je, dokonują transpozycji widzenia duchowego na zmysłowy.

          Odbieranie dosłowne tekstów świętych powoduje, że tworzymy nierealny obraz. Gorzej, gdy trzymamy się tego kurczowo, fundamentalnie. Nie twierdzę, że cuda się nie zdarzają, ale najczęściej cud to zdarzenie, które jest cudowne przez sam fakt, że się zdarzył.

          Objawienie zakończyło się ostatnim pismem Nowego testamentu. Cuda, które miały miejsce po tym fakcie, nas katolików nie obowiązują. Niech cuda pozostaną sprawą prywatną. Jeżeli Kościół zajmuje względem nich stanowisko, to i tak niech służą nam jedynie do pokrzepienia serc, duchowych przeżyć, i to wszystko. Objawienia prywatne były przedmiotem moich badań. Zapoznałem się z tysiącami opisów. Robiły wrażenie, że aż włosy stawały dęba. Konkluzja jest jedna. Nic nowego nie dowiedziałem z Bożych tajemnic, o których bym nie wiedział z katechezy kościelnej. To dosyć symptomatyczne.  Przez długi okres czasu dostawałem teksty Maryjne z objawień z Medjugorie. Czytałem nawet książkę, gdzie były one zapisane. Po kilkudziesięciu stronach był to już tylko bełkot, te same tkliwe przesłania. Zapamiętałem tylko jedno zdanie Maryi. Kościół Chrystusowy jest jeden, to ludzie Go podzielili. To mądre zdanie można wydedukować samemu.

          Jeżeli prowadzone są badania naukowe, to dobrze. Żadna nauka nie może zakwestionować pryncypia wiary! Tego się trzymajmy. Jeżeli dochodzi do nas jakaś nowinka naukowo-teologiczna, to jej nie odrzucajmy. Starajmy się naszym umysłem ją zrewidować, przemyśleć. Nie oburzać się. Spróbować zrozumieć.

 

Szabat

                                           

          Marek przekazał słowa Jezusa: To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu (Mk 2,27) i zaraz dodał: Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu (Mk 2,28). Czyli panem szabatu jest Człowiek – Jezus.

          Muszę przyznać, że bardzo wiele jest perykop w NT świadczących, że Jezus był w pełni Człowiekiem. Oczywiście katecheza kościelna temu nie zaprzecza. Podkreśla, że w Jezusie jest już hipostaza dwóch natur: ludzka i boska. I słusznie. Jezus był Człowiekiem, a każdy człowiek ma w sobie już naturę duchową. Błędem jest jedynie sugestywne przekazywanie tej prawdy, jakoby Jezus był Bogiem na równi z Ojcem – co do istoty.

          Wielokrotnie cytowałem wersety biblijne mówiące, że Chwałę Ojca Jezus osiągnął dopiero na Krzyżu. Mówienie o Jezusie za Jego życia jako o Bogu jest rodzajem antycypacji (mówienie o tym, co się stanie). Można się zgodzić z nią jedynie jako formą grzecznościową. Prawdą jest też, że za życia Jezus już posiadł wiele przymiotów Boga. O niektóre jednak musiał prosić Ojca szczególnie. Np. gdy wskrzeszał Łazarza prosił w modlitwie: Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał» (J 11,41–42). Więcej, modlił się głośno, aby wszyscy słyszeli, że prosi swojego Ojca na Niebie. Jezus nie mógł być równy istotowo Ojcu. Jeżeli mówił: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30) to znaczy, że w tym momencie łączyła ich jedna wola. Parafrazując można powiedzieć Ja i Ojciec jednej jesteśmy myśli.

          Ta subtelna różnica interpretacyjna jest przykładem, jak łatwo można przeinaczyć sens i nadać zdarzeniu innej wymowy. Niestety, takich manipulacji egzygetycznych jest wiele. Nie sądzę, aby one były celowe. One rodziły się przez stulecia w mrocznej historii ludzkiej wyobraźni.

          Proszę się nie gorszyć. Podobną manipulację zrodzoną przez wielowiekową tradycję można porównać z traktowaniem kobiet.

        Od początku to mężczyźni opisywali kobiety. Opis z rajskiego mitu o stworzeniu Adama i Ewy zasugerował miejsce i rolę kobiety. Adam miał służyć Bogu, a Ewa – Bogu przez służbę  Adamowi. Czy Bóg zaprogramował niższość kobiety? Absolutnie nie. Poprzez mit i ludzką wyobraźnię nakreślono niższość kobiety i wyższość dożywotniej monogamii. Dalszy opis kuszenia Adama przez Ewę ściągnął na kobietę epitety: kusicielka, obłudna, podstępna, spiskująca z diabłem przeciw Bogu itp. Można wymieniać wiele przykładów biblijnych i historycznych na temat traktowania kobiet. Doszło do tego, że pobożni Żydzi w codziennej modlitwie dziękują Bogu, że nie stworzył ich kobietą. Pod ścianą Płaczu w Jerozolimie do dzisiaj kobiety mają osobne wydzielone miejsce do modlitwy od mężczyzn. Św. Paweł pisze: Niewiasta niech uczy się w milczeniu ze wszelkim poddaństwem. Bo niewieście nie pozwalam uczyć ani władzy mieć nad mężem, ale aby była w milczeniu. Św. Tertulian uważał kobietę za bramę piekieł, a św. Augustyn potrzebną tylko do prokreacji. Do pomocy lepszy jest mężczyzna niż kobieta. Lepiej zamieszkać z męższczyzną. Więcej z tego pożytku. Św. Tomasz nazywał kobietę „pomocą ku płodzeniu”, pożyteczną także w prowadzeniu domu, a seks uznawał za szkodliwy dla umysłu.

         Do dnia dzisiejszego nie ma równego traktowania kobiet z mężczyznami. Siła tradycji jest jeszcze strasznym kokonem. Ile jeszcze pokoleń będzie traktować kobietę niżej niż mężczyznę.

        Podobnie było z religią. Przez stulecia manipulowano (niekoniecznie ze złej woli) egzegezą tak, aby ogarnąć całość. Powstała konstrukcja wiary jaka jest dzisiaj prezentowana, ale przyszedł czas ją odnowić.

        Innym przykładem są epicykle Ptolomeusza do jego błędnej teorii geocentrycznej. Przez stulecia służyły do wyznaczania położenia planet. Epicykle (coś w rodzaju kół w kole) dawały w miarę dokładne wyniki na miarę ówczesnych oczekiwań. Do czasu. Kopernik całkowicie zmienił ogląd świata.  Takiej odnowy Kopernikańskiej powinien dostąpić wiara.

          Ja rozumiem, że to co piszę gorszy i wkurza. Przecież wszystko tak fajnie było poukładane, a tu trzeba wszystko zacząć od nowa. W człowieku rodzi się bunt. Takiego buntu doznał kościół względem Galileusza, Giordano Bruno (spalono na stosie), Kopernika. Kto oberwał – ten kto głosił prawdę.

 

Post

                                             

          Marek w perykopie Sprawa postów (Mk 2,18–22] zaczyna ciekawą informacją: Uczniowie Jana i faryzeusze [..] przyszli do Niego [Jezusa] i zadali mu podobne pytanie: Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Uczniowie Jana byli niejako przygotowani pozytywnie na Jezusa i faryzeusze pełni postawy zachowawczej. Wszyscy nie rozumieją zachowań uczniów Jezusa. Jak można nie pościć w poście! Podobnie jak dzisiejsi ortodoksyjni katolicy nie wyobrażają sobie, jak można postępować niezgodnie z Prawem, z katechizmem i w sprzeczności z nauką kościoła, Prawem kanonicznym. Jezus zwalczał taką postawę. Podobnie i ja to czynię. Pobożność nie na tym polega! Prawa, kanony mają ukierunkowywać, a nie ograniczać roztropne i rozumne działania. Bóg wielokrotnie odstępował od zasad, które sam przykazywał. Wiele jest przykładów, jak Bóg dostosowywał się do ludzi. On szanuje człowieka, któremu dał wolność wyboru. Mojżesz dopuścił wielożeństwo. Dawid zjadał chleb przeznaczony dla kapłanów. Św. Faustyna pisała, że Bóg kazał jej przede wszystkim spełniać polecenia spowiednika, a nie Jego. Można wymieniać wiele innych podobnych przykładów.

         Post jest naszym darem i naszą ofiarą, ale w życiu trzeba czasem odstąpić od postu. Już pisałem kiedyś, że idąc na imieniny w piątek, czy w poście należy jeść i potrawy mięsne, aby nie zrobić krzywdy gospodarzowi. Gospodarz podaje na stół wszystko, co ma najlepsze. Kto trzyma się sztywnych zasad kosztem wyrządzania przykrości innym nie jest Bogu miły. Bóg jest Miłością, a nie cesarzem, który wymaga bezwględnego posłuszeństwa. Nie róbmy z Boga potwora!

         W Ewangelii Marka opisany jest trochę inny przypadek. Jezus był prorokiem we własnej sprawie. Wiedział jaki czeka Go los, ale i Chwała. Jezus promieniował miłością Ojca. Jak pościć w takim momencie? Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie (Mk 2,18–19). Jezus zapowiada, że czas postu nadejdzie. Zapowiada w ten sposób swoje ukrzyżowanie.

          Innym akcentem perykopy jest przekaz, że zmiana sposobu myślenia jest wręcz konieczna i to w sposób zdecydowany: Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze [część] ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino [należy wlewać] do nowych bukłaków” (Mk 2,21–22) Nie można tego zrobić półśrodkami.

          Ja również mówię zdecydowanie. Czas starego oglądu wiary musi ulec zmianie. Nie należy się tego bać. Nowy ogląd jest równie piękny, nabożny. Akcentuje to, czego Bóg od nas oczekuje – wzajemnej miłości.

          Czas nakazów i zakazów kościelnych musi zamienić się na okazywanie sobie wzajemnej życzliwości i dobroci. Należy skończyć z wzajemną niechęcią, postawą beretową, skostniałą, infantylną. Bóg oczekuje od nas nowego powiewu wiary. Nie róbmy z Boga okrutnika. Przestańmy wzajemnie się straszyć. Niech szatan idzie do diabła. Jego rola się skończyła. Niech to pojęcie samo się zniszczy. Miejmy go za sobą. Nie może to pojęcie być naszą tarczą obronną przed odpowiedzialnością. Musimy sami bronić się od atrakcyjności zła. Naszym orężem jest modlitwa o Bożą Opatrzność.  Anioły niech zostaną jako wizerunek dobroci, ale tylko jako symbole. Bóg nie potrzebuje żadnych pomocników. On jest wystarczająco samodzielny.

          Bóg powiadomił nas, że potrzebuje aniołów, ale ludzkich,  naszej miłości, funkcjonału dobra. Nie aprobaty, pochwał, zachwytów i pokłonów kolanowych, uniżonych gestów, skomlenia i jęczenia, biczowania się. Stańcie przed Bogiem w pozycji stojącej wyznając, że jesteście dla Niego gotowi. Bóg powołał nas, dając nam postawę pionową. Dał nam też rozum, abyśmy się nim posługiwali. Proszę się rozglądnąć w koło. Ile można zrobic dla innych: W czynieniu dobra nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze (Ga 6,9–10).  Ilu biednych czeka na nasze serca. Pomóżmy Bogu w utrzymaniu Jego stada. Współtwórzmy świat lepszy.

          Może mój rozpaczliwy ton jest krzykiem wołającym na pustyni. Wiem, że jestem za krótki.  Pragnę rozpalić w Was ogień miłości, przede wszystkim do bliźnich.

 

List bardzo osobisty

 

          Swoimi wykładami przekazałem już bardzie wiele z nowego oglądu wiary. Pytania jednak jakie otrzymuję świadczą, że nie zawsze jestem dobrze rozumiany. Staram się pisać w miarę prosto. Tam gdzie używam trudniejsze pojęcia, w nawiasie staram się je tłumaczyć. Dlaczego więc jestem nierozumiany, albo rozumiany niewłaściwie?

          Myślę, że główną przyczyną jest różnica w mentalności. Ja podchodzę do zagadnień całkowicie fenomenologicznie, tzn. bez żadnych obciążeń. Mam przed sobą problem i szukam wyjaśnienia. Materiałem badawczym jest nauka podparta logiką, zdrowy rozsądek, doświadczenie życiowe. Pismo Święte jest dla mnie źródłem, z którego czerpię ogromne pokłady wiedzy, ale wiedza ta musi być dopiero odczytywana za pomocą metod hermeneutycznych.

          Hermeneutyka (sposób odczytywania) biblijna jest obecnie bardzo naukowa. Stosuje się następujące metody: metodę historii form (formgeschichte – zajmuje się przedliterackim procesem kształtowania się tekstów), metodę historii tradycji (traditionsgechichte), metodę historii redakcji (redaktionsgechichte). Pomocą w studium języków biblijnych są gramatyki, konkordancje (alfabetyczny spis wyrazów, zdań, znaków lub symboli znajdujących się w jakimś dziele literackim), synopsy (zestawianie ze sobą tekstów paralelnych z różnych dzieł literackich), słowniki oraz statystyczne zestawy słownictwa biblijnego (bardzo w tym pomogły komputery). Ważną metodą badawczą jest analiza porównawcza pozwalająca ustalić pewne kryteria poprawności tekstu. Charakterystyczną cechą kompozycji literackich był paralelizm (synonimiczny, antytetyczny, syntetyczny), polegający na dwukrotnym wypowiadaniu myśli itd.      

          Z prac badawczych oraz z natchnienia Bożego (wymaga to osobnego omówienia) wyjawia się moje stanowisko. Wszystkie myśli staram się podeprzeć źródłami. Tylko kilka, lub kilkanaście jest moich (być może). Np. że Bóg nie może stwarzać coś z niczego, i inne. Były one szeroko omawiane.        

         Mój sposób podejścia do badań daje mi konfort, że widzę zagadnienie nieskażone skostniałą katechezą kościelną. Więcej. Zauważam to, co dla innych jest „zabronione”.      

         Przy tym wszystkim jestem osobą wierzącą. Aksjomatami mojej wiary jest istnienie Boga jako Pierwszej Przyczyny, który wynika z logicznej konieczności skutku i przyczyny. Jezus Chrystus jako Wybraniec Boga, który otrzymał od Boga Jego przymioty, a nawet i moc, oprócz Istoty Boga Jedynego.  Gdyby Jezus był Bogiem, mielibyśmy co najmniej dwóch Bogów, nie licząc Ducha Świętego. A więc trzymając się monoteizmu (wiary w jednego Boga) Bóg-Ojciec jest Jeden. Jak wielokrotnie tłumaczyłem Trójca Święta jest konstrukcją spinającą te Trzy Osoby Boskie. Jak sam kościół głosi, niewiele osób potrafi Ją pojąć. Nie dziwię się. Jest Ona przeintelektualizowana. Pytam się po co? Być może była ona potrzebna do wybrnięcia z problemu politeizmu.   

          Czytelnicy czytając moje teksty wpadają w zdumienie. Są tacy którzy podłapują mój tok rozumowania, inni się gorszą. Dlaczego?    

          Od najmłodszych lat wierni karmieni są gotowymi katechezami, które w sposób sugestywny zostału utrwalone w ich umysłach. Strach przed konsekwencjami (kar Bożych, grzechów) blokuje ich własne przemyślenia. Wierni zawierzyli katechezie bezgranicznie. Trudno się dziwić. Nie mieli do tej pory alternatywy, a te, które były serwowane pochodziły albo od ateistów, sekt,  lub ludzi nieprzychylnych wierze w Boga.    

          Doszło to absurdu. Ludzie wierzą w szatana tak jak w Boga. Stawiają moce Dobre i złe na jednej płaszczyźnie. Niestety, człowiek podatny jest na manipulację. Dopiero otworzenie się na zdolności własnego umysłu, badania źródeł, pozwola dostrzec to, co było zupełnie dla nich nieosiągalne. Kto nie pokona lęku, nie jest w stanie przyjąć wiary inaczej.  

          Moje wykłady nic nie narzucają. Staram się wszystkich zainteresować. Wiara musi być rozumna. Z jednej strony mówi o tym kościół, papieże (Fides et Ratio Jan Paweł II), ale nie mówi do końca, bo się lęka utraty wiernych. Ja wiem i jestem głeboko przekonany, że prawda, albo przybliżenie się do prawdy pozwoli na wiarę piękniejszą, a może jeszcze bardziej przeżywaną, duchową. Jestem entuzjastą Jezusa, ale widzę Go bardziej realnie. Ja nie chcę już słuchać bajek. Religia obrosła w niesamowite figury konceptualne.      

          Ja nie walczę z kościołem!!! Ja walczę o dobro  kościoła. Pisząc kościół małymi literami, mam na myśli kościół instytucjonalny.      

          Ludzie zgorszeni moją katechezą obrzucają mnie inwektywami. Muszę to znosić w imię zadania jakie mam do wykonania. Jeżeli ktoś nie wyczuwa moich dobrych intencji proszę nie czytać moich wykładów.      

          Prace badawcze przekazuję do wszystkich znaczniejszych ośrodków teologicznych (uniwersytety, seminaria i inne). Poddaję je osądowi fachowców. Nie ukrywam się pod pseudonimami.  

          Jeżeli macie w sobie choć trochę dobrej woli, to odbierajcie mój ogląd wiary przynajmniej jako ciekawostkę intelektualną, czy filozoficzną. Niektórzy pisali mi, że z częścią moich wypowiedzi się zgadzają. To znaczy, że czegoś się już dowiedzieli. Czegoś, czego nie usłyszeli na kazaniach.       

          Pisałem do biskupów i prosiłem, aby objęli mnie swoją jurysdykcją (patronatem). Na razie milczą. Dla nich to też szok, że jakiś świecki teolog ma czelność podważać nauki zrodzone przez tysiące lat (z nauczaniem Jezusa było podobnie).  

          Myślałem podobnie jak wszyscy przez ponad 50 lat. Bóg otworzył mi oczy.  Bardzo podobnie jak Jeremiasz nie czułem się godny. Wiem, co myślicie – nawiedzony.         

          Tajemnica w tym, że Bóg wybrał tego, który chciał stawić czoło. Bóg często posługiwał się zwykłymi ludźmi, a nie uczonymi. Dlaczego? Bo uczeni najczęściej obrastają pychą. Proszę rozglądnąć się wokoło. Doktorzy nauk są najbardziej zachowawczy. Dlaczego? Bo przed nimi jest jeszcze kariera zawodowa i kolejne stopnie awansu.  Starsi profesorowie mówią już innym językiem. Im starsi tym skromniejsi i pokorni wobec wiedzy i wiary.          

           Dzisiaj jestem przekonany, że wierni są karmieni katechezą parafialną. Na uczelniach można spotkać się z katechezą akademicką. Z profesorami jest zupełnie inna rozmowa. Spotkałem na swojej drodze kilku wspaniałych profesorów teologów.    

           Może za moją szczerość znowu oberwę. Mam jednak jeden komfort. Zostawiam Bogu resztę spraw.

Powołanie Mateusza

                                               

          Powołaniu Mateusza towarzyszy niezwykłe pouczenie. Jezus przebywał w towarzystwie faryzeuszy, grzeszników i celników. Tym gorszył nie tylko uczonych w Piśmie, ale i uczniów. Jezus usłyszał to i rzekł do nich: ŤNie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzesznikówť (Mk 2,17).

          Jezus swoim zachowaniem pokazał jaką należy przyjmować postawę względem grzeszników, innowierców, moralnie słabszych. Trzeba z nimi być, aby nasze dobro emanowało i wpływało na grzeszników. Miłość nasza to terapia duchowa. Z kim przestajesz, takim się stajesz. Rzecz w tym, aby zło grzeszników nas nie zarażało, a jedynie nasze dobro niwelowało ich zło. Jezus pokazał nam naszą powinność względem słabszych. Czy zdajemy sobie sprawę ile możemy uczynić dobrego, jak bardzo Bóg na nas liczy. Motorem świata jest funkcjonał miłości. Bóg stwarzając Świat nie uczynił go doskonałym. Resztę zostawił człowiekowi. Aby Świat ewoluował i doskonalił się jest potrzebny dalszy zapas funkcjonału miłości, aby też eliminować i wygaszać powstające zło. 

 

Władza rozgrzeszania

                                                                                                           

          Jezus czynił znaki i cuda, ale w perykopie  Uzdrowienie paralityka (Mk 2,1–12) Jezus powiedział: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy (Mk 2,5). Uczeni w Piśmie uznali to za bluźnierstwo, prowokację i bezczelność: Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden? (Mk 2,7). Jezus sam wyjaśnia: Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów (Mk 2,10). Nie mówi Syn Boży jako Wcielenie Boga tylko Syn Człowieczy. Jezus wciąż był tylko Człowiekiem.

          Czy Jezus był uzurpatorem władzy Ojca? Jak zdobył tę władzę? Wielu zadawało sobie to pytanie. Mechanizm kontaktu Jezusa z Ojcem próbowałem wyjaśnić na przykładzie odczytywania woli Ojca. Bóg nie mówił do Syna głosem ludzkim, ale dał Jezusowi zdolność odczytywania woli Ojca jako Stanu dobra najwyższego. Tę zawiłość już tłumaczyłem. Stan dobra najwyższego to świadomość, że takie a takie rozwiązanie jest najlepsze z możliwych. Jezus bezbłędnie to odczytywał, ale jak odczytał, że ma prawo rozgrzeszania?

          Jezus posiadał moc generowania funkcjonału miłości. Jak już wspominałem funkcjonał miłości to efekt relacji. Obrazowo to mgiełka wygenerowanej miłości. Funkcjonał ten ma zdolności interpolacji (nakładania się, wzmacniania się i osłabiania). Funkcjonał dobra nakładając się na funkcjonał zła niweluje zło. Jezus wygaszał grzechy mocą swojej miłości. I tu nasuwa się kolejne pytanie. Czy każdy może czynić podobnie jak Jezus? Tak. Wygenerowane dobro (funkcjonał dobra) przez modlitwy, dobre uczynki, ofiary wygasza grzechy. Jezus był Wielki. My daleko z tyłu, ale Bóg dał nam i tę moc. Niektórzy zazdroszczą Jezusowi Jego mocy. O nierozumni. Każdego Bóg obdarzył łaską czynienia dobra, wygaszania konfliktów, niwelowania grzechów.  Należy tylko chcieć wyzwolić z siebie pokłady dobra, w które Bóg wyposażył każdego z nas. Jezus jest naszym Przewodnikiem. On wskazał nam drogę. Człowiek jest bytem niemal doskonałym (tytuł mojej książki).

 

Kto to jest ten Jezus?

 

          Marek opisuje największą ilość znaków i cudów Jezusa. Pomiędzy znakiem a cudem jest róźnica. Znaki to niezwykłe zdarzenia (cuda)  niosące jakąś treść, przesłanie.  Znaki objawiają chwałę Jezusa: Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie (J 2,11). Marek poprzez znaki i cuda chce pokazać, że nowa nauka jest podparta niezwykłą mocą (Mk 1,27). W treści zagolopywuje się do absurdów: duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne (Mk 1,28). Niestety nigdzie nie tłumaczy, jak to wygląda i jak to się dzieje. Opis taki kreuje atmosferę niezwykłości. Ważne jest, że Jezus staje się coraz bardziej znany i popularny: rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej (Mk 1,28).

          Piotr zapewne opowiedział Markowi jak to Jezus uzdrowił jego teściową, która miała wysoką gorączkę. Wiadomość ta pochodziła z pierwszej ręki. Opis: ująwszy ją za rekę, tak iż gorączka ją opuściła (Mk 1,31) pokazuje sposób uzdrawiania Jezusa. Jezus miał w sobie zdolności, które dzisiaj określa się jako paranormalne. Przez dotyk przekazywał energię potrzebną do zrównoważenia zachwianego organizmu. Jak wykażą inne cuda, Jezus potrafił leczyć i bez dotyku, słowem swej potęgi. Uzdrowienie teściowej było radykalne: gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała (tamże). Tam gdzie działa Bóg nie ma półśrodków. Radykalizm Boski jest niezwykły.

          Cudów i znaków było tak wiele, że Marek je skomasował: Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami (Mk 1,34). Ciekaw jestem jakby Marek wytłumaczył się dzisiaj ze słów: nie pozwalał złym duchom mówić (Mk 1,34)?

          Jezus miał swoją strategię. Rozeznawał, gdzie już jest rozpoznawany, a gdzie warto się udać: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem (Mk 1,39). Słowa: bo na to wyszedłem świadczą, że całe przedsięwzięcie Jezusa jest celowe, zaplanowane i ma swoje uzasadnienie. Jezus realizował zamysły Boga-Ojca.

          Często zdarzało się, że dla realizacji zamierzeń Jezusa nie było potrzeby czynienie jeszcze większego rozgłosu. Nie chciał uchodzić tylko za kacyka uzdrowiciela, cudotwórcę. Tak się dzieje w opisie uzdrowienia trędowatego. Jezus przykazuje uzdrowionemu: Uważaj, nikomu nic nie mów (Mk 1,44).  Oczywiście było to tylko życzenie Jezusa. Pogłoska unosi się szybko. Z tego też powodu Jezus robił małe przerwy modlitewne, najczęściej w odosobnieniu pustynnym, aby ostudzić nieco niezdrowe emocje. Modlitwy były Mu potrzebne dla wzmocnienia ducha, naładowania się mocą Boga-Ojca: przebywał w miejscach pustynnych (Mk 1,45). Gdyby był już Bogiem, zachowania te nie byłyby Mu potrzebne.  Jezusowi bardziej zależało, aby nie cuda były przedmiotem rozgłosu, a Jego nauka.